reklama
reklama

Lublin: Złapali go po 29 latach od zbrodni. "To ja zabiłem pani tatę" [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z LublinaNiecodzienny przebieg miała rozprawa otwierająca proces Bogdana S., który w 1995 roku w Lublinie pozbawił życia 37-letniego mężczyznę, ale przez niemal trzy dekady był nieuchwytny dla organów ścigania. Przez około dwie godziny oskarżony przedstawiał swoją wersję wydarzeń, w dużej mierze skupiając się na... krytyce prokuratora. Potwierdził, że wymierzył śmiertelne uderzenia, ale nie przyznał się do popełnienia zabójstwa.
reklama

Przestępcy nie mogą spać spokojnie

Ta historia to dowód na to, że osoby, które dopuściły się zbrodni nawet kilkadziesiąt lat temu, wciąż nie mogą spać spokojnie. Tak jest w przypadku Bogdana S., którego 6 marca ub.r. zatrzymano na lotnisku Okęcie w Warszawie. To on stoi za zbrodnią z czerwca 1995 roku, dokonaną przy ul. Kossaka w Lublinie. 

reklama

Kupił fałszywy dowód, dokleił sobie wąsy

Był maj 1995 roku, gdy białostoczanin Bogdan S. wynajął mieszkanie przy ul. Kossaka w Lublinie. Posługiwał się fałszywym dowodem osobistym. Skradziony innemu mężczyźnie kilka miesięcy wcześniej na Dworcu Centralnym w Warszawie dokument zakupił na stołecznym Bazarze Różyckiego. W dowodzie 32-letni wówczas mężczyzna umieścił jednak swoje zdjęcie, na którym miał odmienną od swojej fryzurę oraz doklejone wąsy. 

reklama

"Wyjazdy po samochody do Szwajcarii"

W gazetach "Dziennik lubelski" i "Anonse" umieścił ogłoszenie o następującej treści: "Wyjazdy po samochody do Szwajcarii, Lublin, tel. (...) po godz. 18". Mężczyzna nie miał jednak zamiaru sprowadzać aut z zagranicy. Jak sam później wyjaśniał śledczym, wpadł na zuchwały plan: zwabi na miejsce spotkania osobę z dużą ilością gotówki, obezwładni ją, po czym ucieknie z łupem do Białegostoku.

reklama

Na swoje nieszczęście na ogłoszenie odpowiedział 37-letni Wojciech T. Mężczyzna zamierzał sprowadzić auta z zagranicy dla swoich znajomych. Dogadał się z Bogdanem S. co do wyjazdu do Szwajcarii, dlatego w umówionym terminie stawił się w mieszkaniu przy ul. Kossaka. 

Rurka na zamówienie

W momencie, gdy pokrzywdzony zapoznawał się z rzekomą ofertą aut dostępnych do sprowadzenia, Bogdan S. uderzył go metalową rurką w głowę. Napastnik przygotowywał się do zbrodni przez kilka tygodni, 45-centrymetrowa rurka została wykonana w zakładzie ślusarskim na specjalne zamówienie Bogdana S. 

reklama

Pierwsze uderzenie nie przyniosło jednak zamierzonego skutku - Wojciech T. nie stracił od razu przytomności. Dlatego 32-latek uderzył go w tył głowy jeszcze dwukrotnie. Dopiero po trzecim uderzeniu pokrzywdzony osunął się na podłogę. Wtedy Bogdan S. przy użyciu sznurka i krawata skrępował ręce ofiary na przegubach i nogi w okolicach stawów skokowych oraz zakneblował mu usta tkaniną przewiązaną krawatem. 

"Jedźcie ratować chłopa, może jeszcze żyje"

Po wszystkim zabrał pieniądze Wojciecha T. - 6,8 tys. dolarów amerykańskich (wówczas wartość 15,9 tys. zł), 300 franków francuskich i 2,3 mln starych zł, czyli 230 zł, złapał taksówkę i ruszył w kierunku Warszawy. W Otwocku przesiadł się do innej taksówki, by zmylić trop. Na jednej z podwarszawskich stacji benzynowych zadzwonił z budki telefonicznej pod numer 997. Poinformował anonimowo o napadzie przy ul. Kossaka, dodając: "jedźcie ratować chłopa, może jeszcze żyje". Podał jednak niewłaściwy adres, więc służby ratunkowe nie odnalazły pokrzywdzonego.

Zrobił to dopiero właściciel nieruchomości, na której było mieszkanie wynajęte przez Bogdana S. Zaniepokojony brakiem kontaktu z wynajmującym, wszedł do budynku, gdzie w jednym z pomieszczeń odnalazł nieżyjącego już, skrępowanego i zakneblowanego Wojciecha T.

Umorzone śledztwo 

Sekcja zwłok wykazała, że ofiara zmarła w wyniku obrażeń głowy. Bogdan S. w pośpiechu zostawił na miejscu zbrodni portfel, w którym znajdowało się zdjęcie legitymacyjne, dokładnie takie, jak to umieszczone w fałszywym dowodzie tożsamości. Pomimo szeregu śladów, śledczy nie byli w stanie wpaść na trop sprawcy. Śledztwo umorzono we wrześniu 1996 roku. 

Policyjne Archiwum X

Do sprawy po latach powrócili policjanci z lubelskiego tzw. Archiwum X. W związku z rozwojem technik kryminalistycznych w 2009 roku w drodze badań genetycznych wyodrębniono profile DNA ze śladów z miejsca zabójstwa i zarejestrowano w centralnej bazie - szczególnie z fragmentu tkaniny, którą użyto jako knebla. Wysłano to do Interpolu z wnioskiem o sprawdzenie w zagranicznych bazach. 

Na przełom trzeba było poczekać kolejnych kilkanaście lat. W 2023 roku powiązano wyniki badań genetycznych z profilem zarejestrowanym w brytyjskiej bazie DNA. Był to profil Bogdana S. Ustalono, że osoba z fotografii ze znalezionego na miejscu zbrodni portfela to Bogdan S., który składał swoje fotografie (na których miał inną fryzurę i nie posiadał doklejonych wąsów) we wnioskach o wydanie dowodu osobistego i paszportu w polskich urzędach. Zbadano też pismo ręczne znalezione na miejscu zdarzenia - jego autorem był Bogdan S. 

"Nie mam odwagi prosić o wybaczenie"

Zatrzymany w marcu 2024 roku Bogdan S. początkowo nie przyznawał się do popełnienia zarzucanego mu zabójstwa Wojciecha T. Później jednak zmienił stanowisko: przyznał się i składał obszerne wyjaśnienia. Jego proces ruszył w piątek, 24 stycznia br. Obecnie 62-letni oskarżony został doprowadzony do sali rozpraw z aresztu. Był skuty w kajdanki, pilnowała go dwójka policjantów. 

- To ja zabiłem pani tatę - powiedział na wstępie Bogdan S., zwracając się do córki Wojciecha T., która w procesie występuje w roli oskarżyciela posiłkowego. - Chciałem panią przeprosić. Wiem, że to ciężkie. Ale czuję, że to mój moralny obowiązek przeprosić. Wiem, jaki ból sprawiłem pani i rodzinie. Nie mam odwagi prosić o wybaczenie - wyznał.

Następnie stwierdził, że nie przyznaje się do postawionego mu zarzutu zabójstwa. Potwierdził, że efektem jego działań była śmierć Wojciecha T., ale przekonywał, iż nie to było jego zamiarem.

Naoglądał się filmów

A potem, przez około dwie godziny, przedstawiał swoją wersję wydarzeń. W tym celu przygotował wielostronicowe notatki. Przyznał, że wpadł na pomysł napadu rabunkowego, bo nie miał pieniędzy, a jego partnerka była w ciąży i razem planowali ślub oraz wesele. 

- Zupełnie się wtedy pogubiłem w życiu - powiedział w piątek w sądzie oskarżony. 

Zaznaczył, że wybór Lublina jako miejsca rabunku był przypadkowy. Planował, że uda mu się ogłuszyć ofiarę jednym uderzeniem metalową rurką. W sądzie wspominał, że gdy to się nie udało, wpadł w panikę. 

- Cały mój plan się posypał. Według filmów, których się naoglądałem, ofiara powinna upaść, a może nawet stracić przytomność. Ja wiem, że brzmi to bardzo infantylnie, ale tak wtedy rozumowałem. Uderzyłem więc jeszcze raz, to uderzenie również nie przyniosło spodziewanego skutku, bo ciągle stał. Wtedy uderzyłem go trzeci raz. Dopiero wtedy upadł - mówił w sali rozpraw. 

Dowiedział się z telewizji

Bogdan S. dowodzi, że jeszcze długo po napadzie był przekonany, że Wojciech T. nie odniósł poważniejszych obrażeń. Według jego zeznań, o tym, że jego ofiara zmarła, dowiedział się z popularnego programu telewizyjnego "997". Zrabowane pieniądze wydał na sprawy związane z weselem i wynajęcie mieszkania. Wiele lat później, w 2005 roku, wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie pracował jako glazurnik.

- Odebrałem drugiemu człowiekowi życie. Zabrałem rodzinie męża i ojca. Jest mi niewymownie wstyd przed jego rodziną, moją rodziną, sądem, samym sobą - wyznał 62-latek. - Przez ponad 28 lat o tej sprawie nie powiedziałem nikomu. Nie było przez ten czas wieczora, bym o tym nie myślał. Czasem kwadrans, czasem kilka godzin. Nazwisko Wojciecha T. kołatało mi się w głowie przez te wszystkie lata... - powiedział Bogdan S.

- Dlaczego więc przez tyle lat nie zgłosił się pan na policję? - zapytała córka zamordowanego.

- Bałem się odpowiedzialności. A wyrok nie zwróci życia pani tacie - odpowiedział.

Zarzucił prokuratorowi arogancję

W swoim piątkowym wystąpieniu oskarżony skupił się jednak przede wszystkim na krytyce ustaleń prokuratora i treści aktu oskarżenia. Zarzucał prokuratorowi arogancję, niekompetencję i brak wiarygodności. Stwierdził, że prokuratora "nie interesuje prawda, a jedynie drakoński wyrok". 

- Lekceważy zdrowy rozsądek i logiczny tok rozumowania, z zadziwiającą determinacją stara się przypisać mojemu działaniu nieprawdziwe intencje - przekonywał sąd oskarżony.

Dowodził, że nie ma argumentów świadczących o tym, że działał z zamiarem dokonania zabójstwa.

- Walcząc o prawdę, walczę o życie. Dla prokuratora to kolejna sprawa, dla mnie, z uwagi na mój wiek, sprawa z gatunku tych ostatecznych - podsumował.

Bogdanowi S. za dokonanie zabójstwa nie grozi dożywocie - zgodnie z obowiązującym w 1995 roku Kodeksem karnym za taki czyn grozi do 25 lat pozbawienia wolności.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Lublin24.pl - Najszybszy portal w mieście Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama