Znali się z więzienia
Feralnego dnia - 28 maja ub.r., obecnie 47-letni Andrzej U. wraz z trójką znajomych spożywał alkohol w zaroślach obok stadionu żużlowego przy Al. Zygmuntowskich. Z jednym z kompanów, 67-letnim Eugeniuszem Z., znał się dobrze jeszcze z więzienia.
W pewnym momencie biesiady między Andrzejem U., a Eugeniuszem Z. doszło do sprzeczki. Zdaniem śledczych młodszy z mężczyzn rzucił się na znajomego z pięściami, bijąc go po twarzy, a gdy pokrzywdzony upadł Andrzej U. miał skopać go po głowie i tułowiu, a na koniec skakać po klatce piersiowej mężczyzny. Ten stracił przytomność i nie dawał oznak życia.
O USTALENIACH ŚLEDCZYCH PISALIŚMY TUTAJ: Bezdomny skopany po głowie, z pękniętą wątrobą i połamanymi żebrami. Tragiczna kłótnia o alkohol
Andrzej U. w końcu oddalił się z miejsca zdarzenia. Wezwano służby ratunkowe. Eugeniusz Z. miał liczne obrażenia, m.in. odmę jamy opłucnej, pękniętą wątrobę, połamane żebra. W ich wyniku 67-letni mężczyzna zmarł.
"Siedział za zabójstwo, był brutalny"
Mundurowi od razu zatrzymali Andrzeja U. Trafił do aresztu, w którym przebywa do tej pory. Nie przyznał się do popełnienia zabójstwa, co zarzucił mu prokurator. Proces w tej sprawie ruszył w Sądzie Okręgowym w Lublinie w październiku ub.r.
O POCZĄTKU PROCESU PISALIŚMY TUTAJ: Bezdomny został skatowany przez znajomego. "Gienek wyzwał mnie od "frajerów" i "cw...", bardzo mnie to dotknęło"
W sali rozpraw oskarżony przyznał, że doszło do awantury i uderzył Eugeniusza Z. w twarz.
- Groził, że mnie "zaj..." i mi "dopier...". Pochyliłem się nad nim, gdy próbował się podnieść. Złapałem się rękami siatki i kopnąłem go kilka razy w tułów, ale nie w głowę. Biłem go, bo bałem się, że zrobi mi krzywdę. Siedział za zabójstwo, był brutalny - przekonywał 47-latek.
Prokurator chce surowej kary
Proces zakończył się w poniedziałek, 20 stycznia. Prokurator nie ma wątpliwości, że doszło do zbrodni zabójstwa. Zwracała uwagę m.in. na spójne zeznania świadków zdarzenia czy opinię biegłego z zakresu medycyny sądowej, dotyczącą obrażeń pokrzywdzonego.
- Oskarżony okazał agresję w całej okazałości i nie był to pierwszy raz, kiedy popełnił przestępstwo, gdzie dobrem zagrożonym było ludzkie zdrowie. Działał w warunkach podwójnej recydywy. Większość życia spędził w warunkach zakładu karnego. To, co zrobił, świadczy o tym, że nie zasłużył na to, by przebywać gdziekolwiek indziej - powiedziała w mowie końcowej prokurator Kinga Aftyka.
Prokurator domaga się wymierzenia Andrzejowi U. kary 25 lat pozbawienia wolności.
To nie było zabójstwo?
Zupełnie innego zdania jest obrońca 47-latka. Zdaniem adwokata Andrzeja U., w tym przypadku nie doszło do zabójstwa, a doprowadzenia przez oskarżonego do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Eugeniusza Z., którego następstwem była śmierć pokrzywdzonego. Szczególną uwagę obrońca zwracał na kwestię braku konfliktu między oskarżonym i pokrzywdzonym oraz zamiaru, jakim mógł kierować się Andrzej U.
CZYTAJ TAKŻE: Daniel skonał pod łóżkiem zawinięty w worek. Oskarżony: Poczucie strachu wzbudziły we mnie nożyczki [ZDJĘCIA]
- Należy wziąć pod uwagę późniejsze zachowanie oskarżonego: nie zacierał śladów, nie uciekł, nie umniejszał swojej odpowiedzialności. On nawet nie zdawał sobie sprawy z faktu, że Eugeniusz Z. nie żyje. Skoro nie zakładał tego, to jak się mógł na to godzić? Jak przypisać mu zamiar ewentualny zabójstwa? - mówił mecenas Piotr Selwa. - Wszystkie okoliczności przemawiają za tym, że oskarżony zabić człowieka nie chciał i za to odpowiadać nie powinien - podsumował adwokat.
Obrońca oczekuje wymierzenia kary Andrzejowi U. według uznania sądu, ale w ramach przestępstwa ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a nie zabójstwa. Taki czyn, w przypadku śmierci osoby pokrzywdzonej, jest zagrożony karą od pięciu lat pozbawienia wolności do dożywocia.
"Poczułem się wartościowym człowiekiem"
Na koniec głos zabrał sam oskarżony. Swoją przemowę odczytał z kartki. Przekonywał, że po opuszczeniu zakładu karnego w 2019 roku poznał kobietę, która zmieniła jego życie.
- Zerwałem znajomości z dotychczasowym środowiskiem, podjąłem pracę, zacząłem się leczyć. Poczułem się wartościowym człowiekiem. Niestety, mój nałóg okazał się silniejszy. Doszło do tragedii - przyznał Andrzej U.
Podkreślał, że nie może sobie poradzić z tym, co się stało.
- Jest mi bardzo przykro. Zwykłe przepraszam nie wystarczy. Bardzo żałuję z całego serca, że tak wyszło - powiedział 47-latek.
W przeszłości Andrzej U. był wielokrotnie karany. Za zabójstwo grozi mu od dziesięciu lat pozbawienia wolności do nawet dożywocia. Wyrok zostanie ogłoszony pod koniec stycznia.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.