Osławiona sprawa, utajniony proces. Ze względu na interes oskarżonej
Mowa o sprawie tak spektakularnej, że rozpisywały się o niej największe krajowe media. Będący efektem wieloletniego śledztwa proces ruszył w środę, 24 lipca. Poza główną oskarżoną, zarzuty usłyszało jeszcze dziesięć osób, które zdaniem śledczych miały brać udział w procederze. Nie było ich w sali rozpraw, w ich imieniu stawili się adwokaci.
Osobiście w Sądzie Okręgowym w Lublinie stawiła się Iwona G., 41-latka odpowiada z wolnej stopy. Ponadto było też obecnych kilka spośród setek osób pokrzywdzonych, jak wskazuje prokuratura, przez oskarżoną i jej wspólników.
Opinia publiczna nie dowie się jednak, jakimi metodami posługiwała się oskarżona, jak jej działania będą opisywać w sali rozpraw pokrzywdzeni i wreszcie, jak Iwona G. będzie się bronić przed zarzutami o wielomilionowe oszustwa.
Sędzia Joanna Czajkowska (sąd rozstrzyga tę sprawę w jednoosobowym składzie) podjęła bowiem decyzję o wyłączeniu jawności procesu. Oznacza to, że procesowi nie będą mogli przyglądać się przedstawiciele mediów. Sędzia uzasadniła, że relacja z procesu w mediach "może naruszyć ważny interes prywatny oskarżonych". Tym samym przychyliła się do wniosku obrończyni Iwony G.
CZYTAJ TAKŻE: Odkręciła gaz i wysadziła dom w powietrze, a pod gruzami zginęli jej bliscy. Wyrok w sprawie wybuchu w Puławach
- Zachodzi tu ryzyko naruszenia ważnego interesu prywatnego oskarżonej Iwony G. Toczyło się już z jej udziałem jedno postępowanie, które miało charakter medialny. Wizerunek oskarżonej został ujawniony w prasie, co negatywnie odbiło się na jej sytuacji rodzinnej. W związku z okolicznościami sprawy kierowane były wobec oskarżonej groźby, co jest już przedmiotem odrębnego postępowania - uzasadniała adwokatka. - Oskarżona obawia się ujawnienia wizerunku i, że przez to zostanie ona narażona na szykany oraz, że będzie to miało wpływ na osobę oskarżonej, składane przez nią wyjaśnienia. Zwłaszcza może mieć to odbicie wobec małoletnich dzieci oskarżonej. Medialny charakter i doświadczenia z ubiegłego postępowania uzasadniają ważny interes w wyłączeniu jawności przedmiotowej sprawy - dodała.
Prokurator Piotr Marko nie sprzeciwił się wnioskowi adwokatki oskarżonej i pozostawił decyzję w tej sprawie do uznania sędzi Joanny Czajkowskiej.
Wyłączenie jawności w tej sprawie może budzić zaskoczenie. Takie decyzje sąd podejmuje zazwyczaj przy okazji procesów w sprawach związanych z przestępstwami seksualnymi czy dokonanymi w kręgu rodzinnym. W praktyce przepis służy przede wszystkim temu, by chronić pokrzywdzonych przed ujawnieniem opinii publicznej dotyczących ich wrażliwych informacji.
Będący na rozprawie pokrzywdzeni nie kryli zaskoczenia. "A pokrzywdzeni to dzieci nie mają?!" - dało się usłyszeć w sali sądowej, gdy adwokatka Iwony G. uzasadniała swój wniosek.
- Sąd nie powinien wyłączać jawności. Ludzie się powinni dowiedzieć o tym procesie - powiedziała wprost dziennikarzowi Lublin24.pl i Tygodnika "Wspólnota" jedna z osób, które przyszły na rozprawę w charakterze pokrzywdzonych.
Pierwszy sposób: doradztwo finansowe
Zanim 41-letnia dziś kobieta została zatrzymana w 2016 roku, według śledczych przez kilka lat, działała według różnych schematów, w dążeniu do szybkiego wzbogacenia się.
Ustalenia prokuratury są następujące. Prowadząc legalnie działającą, zarejestrowaną w miejscowości Malinowszczyzna w gminie Bełżyce (pow. lubelski) firmę zajmującą się doradztwem finansowym, wprowadzała klientów w błąd. Oferowała z tytułu wpłaty na składkę dodatkową na fundusz kapitałowy osiągnięcie zysku niewspółmiernego do warunków gwarantowanych przez ten fundusz. Zatajała fakt, że jest to produkt o długoterminowym okresie zdyskontowania zysków, ponadto uzależniony od okresu opłacania składki.
Była tak przekonująca, że ludzie wierzyli jej bezgranicznie. I oddawali do jej dyspozycji różne sumy. Nie gardziła "drobniejszymi" kwotami, rzędu kilku tysięcy złotych. Ale normą było w jej działaniu to, że inkasowała od klientów po kilkaset tysięcy! Rekordziści (więcej niż jedna osoba) - powierzali jej ponad 1 mln zł.
Jak ustalili śledczy, czasami, wpłacała na założony fundusz kilka pierwszych składek. Ale tylko po to, by dostać prowizję od firmy ubezpieczeniowej! Potem następował koniec wpłat i klient musiał rozwiązywać umowę, tracąc pieniądze. Oczywiście pozostała kwota, powierzona Iwonie G., także przepadała.
Drugi sposób: ubezpieczenia
Jak podają śledczy, taki schemat działania nie wystarczał Iwonie G. Miała wymyślić więc kolejny sposób, na szybkie wzbogacenie się. Tym sposobem miało być posługiwanie się podrobionymi dokumentami firm ubezpieczeniowych. Dokumenty były łudząco podobne do oryginałów, widniały na nich logotypy firm ubezpieczeniowych, były też, jak się mogło wydawać, podpisy przedstawicieli towarzystw ubezpieczeniowych. Jak dowodzą śledczy, były to dokładne kopie.
CZYTAJ TAKŻE: Spowodował katastrofę w ruchu lądowym. Kara: długa odsiadka i już nigdy nie będzie mógł wsiąść za kierownicę
Do firm ubezpieczeniowych trafiły dziesiątki takich zupełnie fikcyjnych lub nierzetelnych umów o założenie funduszy kapitałowych. Iwona G. miała działać w porozumieniu ze wspólniczką, 61-letnią dziś Hanną J., inną lubelską agentką ubezpieczeniową. Jak ustalono w czasie śledztwa, przy zawarciu znacznej liczby umów z klientami, Iwona G. i Hanna J. w ogóle nie miały upoważnienia do wykonywania czynności na rzecz towarzystw ubezpieczeniowych. Dodatkowo Iwona G. miała współpracować z jednym z toruńskich biur, zajmującym się pośrednictwem z
ubezpieczeniowymi, którym kierował 56-letni obecnie Cezary D. Prowizje były ogromne i były ich dziesiątki. Oskarżeni z tytułu prowizji mieli wzbogacić się o łączną sumę kilku milionów złotych.
Celowała w karierę w branży disco polo
W szczycie swojej finansowej pomyślności Iwona G. i jej mąż Łukasz K. wydawali pieniądze na potęgę. Choćby na pojazdy: Jeep Grand Cherokee, Jeep Wrangler, Audi A7, KIA Sportage, KIA Optima, Volkswagen Multivan, motocykl Harley Davidson, ciągnik Lamborghini, quady. Najdroższe z aut (Audi A7) kosztowało 300 tys. zł. Do tego kupili kilka działek. Łukasz K. miał wybudować altanę i plac zabaw dla dzieci za 87 tys. zł.
Prokuratura wytknęła także znaczne nakłady na remont domu teścia Iwony G. - Zbigniewa K. Zdaniem śledczych niemożliwe było, by rolnik był w stanie zainwestować w nieruchomość tak duże pieniądze. W akcie oskarżenia wskazano, że wstępna wycena zabudowań na jego działce opiewała na 1 mln zł. Śledztwo wykazało, że m.in. za sprawą pieniędzy od Iwony G. jej teść kupił budynek przy ul. Rynek w centrum Bełżyc.
O przepychu, jakim otaczała się kobieta, krążą legendy. Iwona G. gustowała w drogich rzeczach. Pozłacane klamki w drzwiach, meble z Ameryki.
- To, że jej pieniędzy nie brakuje, widać było w sklepie. Obnosiła się z nimi. Zawsze kupowała najdroższe produkty i zawsze robiła zakupy na dwa wózki. Raz pochwaliła się, że kupiła mężowi na urodziny samochód za 50 tys. zł. Jak ją pytali wścibscy, skąd mają tyle pieniędzy, mówiła, że w totolotka wygrała - opowiadała "Wspólnocie" jedna z mieszkanek Chodla.
Media informowały, że w swoim domu Iwona G. urządziła studio nagraniowe, bo celowała w karierę w branży disco polo, miała też klub muzyczny.
Matka trójki dzieci, żona policjanta
Urodzona w Poniatowej Iwona K., legitymująca się wykształceniem zawodowym, jest matką trójki dzieci, najstarsze z nich ma obecnie 19 lat. Pochodzi z mundurowej rodziny. Jej ojciec to emerytowany policjant z Opola Lubelskiego. Gdy na jaw wychodziły jej wyłudzenia, okazało się, że jej ówczesny mąż Łukasz K. także jest policjantem. Po aferze stracił pracę w policji. Doszło też do jego rozwodu z Iwoną G.
Iwona G. została zatrzymana w listopadzie 2016 roku. Ukrywała się w jednym z mieszkań w Lublinie. Trafiła do aresztu, w którym przebywała do maja 2019 roku. Z ustaleń śledczych wynika, że kwota, na jaką zostali oszukani przez kobietę klienci, sięga ponad 30 milionów złotych. Iwona G. w ten sposób oszukała około 300 osób prywatnych. Grozi jej kara do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Odpowiada przed sądem za oszustwa, pranie brudnych pieniędzy i podrabianie dokumentów.
Iwona G. w rozmowach ze śledczymi przyznała się jedynie do przyjmowania pieniędzy od pokrzywdzonych.
Łukasz K., były mąż Iwony G., oraz jego ojciec Zbigniew K. zostali oskarżeni o pranie pieniędzy pochodzących z przestępstw. Obaj nie przyznali się do zarzuconych im czynów i odmówili składania wyjaśnień.
Hanna J., była wspólniczka Iwony G., przyznała się do części zarzuconych jej czynów. Poza wymienionymi wśród oskarżonych jest jeszcze kilka osób, które miały pomagać Iwonie G. w jej procederze.
Wyszła zza krat i wzięła się za sutenerstwo
Ale to nie wszystko! Po wyjściu z aresztu w 2019 roku Iwona G. wzięła się za... sutenerstwo. I choć długo wolnością się nie nacieszyła, bo została zatrzymana w grudniu 2020 roku w Bydgoszczy, to zdążyła w tym czasie, jak wskazali śledczy, założyć i kierować gangiem działającym w różnych miastach: Radomiu, Łomży, Pile, Kutnie, Kórniku, Włocławku, Toruniu i Bydgoszczy. Grupa czerpała korzyści z prostytucji kilkudziesięciu kobiet, w tym dwóch kobiet z niepełnosprawnościami.
CZYTAJ TAKŻE: Ruszył proces poniatowianki oskarżonej o prowadzenie gangu sutenerów. Prokuratura: wykorzystywali niepełnosprawne [ZDJĘCIA]
Jesienią 2022 roku Sąd Okręgowy w Lublinie uznał Iwonę G. za winną i skazał ją za to na trzy i pół roku pozbawienia wolności.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.