Faworytami meczu w Szczecinie byli miejscowi, którzy zajmowali szóste miejsce w ligowej tabeli z dorobkiem 10 punktów. Start dwa "oczka" mnie, ale zajmował dopiero 13. miejsce. Ponadto w poprzedniej kolejce lublinianie przegrali ze Śląskiem Wrocław 77:87, a King zwyciężył 92:88 z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Ponadto o sile zespołu ze Szczecina świadczył fakt, że w zeszłym roku wywalczyła wicemistrzostwo Polski.
CZYTAJ TAKŻE: Siatkarze z kolejną domową wygraną
Niespodziewanie początek meczu należał do zespołu trenera Wojciecha Kamińskiego. Po serii niezłych akcji w defensywie i skutecznej grze w ataku Start wyszedł na prowadzenie 12:5. Czerwono-czarni długo nie oddawali rywalom pola, ale ci konsekwentnie zmniejszali straty, by finalnie wyjść na prowadzenie 27:24 na sam koniec pierwszej kwarty spotkania. Druga odsłona zaczęła się od kolejnych dobrych zagrań "Startowców", co pozwoliło im odzyskać drobną przewagę. Na parkiecie błyszczał wówczas Tyran de Lattibeaudiere, który po zaledwie 15 minutach gry miał na koncie 16 punktów i pięć zbiórek. Niestety dobra passa nie trwała długo, a reszta partnerów nie prezentowała podobnej formy, co Jamajczyk. To przełożyło się na kolejne odzyskanie prowadzenia przez Kinga, a już na cztery minuty przed końcem tablica wyników wskazywała 41:35 dla gospodarzy. Do końca kwarty gospodarze utrzymali sześciopunktowe prowadzenie i zeszli na przerwę przy stanie 48:42.
CZYTAJ TAKŻE: MKS Lublin poza pucharami
Drugą połowę meczu od pięciu punktów zaczęli gospodarze, a strata Startu niestety rosła. Nawet jeśli zespół z Lublina zatrzymywał akcje rywali, to chwile później nie był w stanie zdobywać z tego punktów. Dodatkowo gospodarze przez większość kwarty byli skuteczniejsi zza łuku. Dopiero na dwie minuty przed końcem "trójkę" trafił wracający po kontuzji C.J. Williams, a niedługo później poprawił Jakub Karolak, dzięki czemu lublinianie przegrywali tylko 57:60. Na koniec King dołożył dwa punkty, ale kwartę wygrali podopieczni trenera Kamińskiego i odrobili jedno "oczko".
W decydującej kwarcie znów lepiej zaczęli Szczecinianie, ale czerwono-czarni zaczęli solidnie korzystać z ich błędów i po czterech minutach przegrywali już tylko 67:69. Po przerwie na trenera gości zespół z Lublina doprowadził do remisu, a po rzutach wolnych wyszedł na jednopunktowe prowadzenie. Zapowiadała się więc gorąca końcówka. W niej oba zespoły sporo pudłowały, ale efektowny wsad Ousmane Drame i rzut wolny de Lattibeaudiere'a dały Startowi prowadzenie 75:73. Gospodarze wyrównali na 120 sekund przed końcem, a później wyszli na prowadzenie. Na szczęście na cztery sekundy przed końcem lublinianie wyrównali na 80:80, ale na 2,5 sekundy do końca przy rzucie sfaulował Jakub Karolak, a zawodnicy ze Szczecina trafili jeden rzut wolny. Na szczęście w ostatniej akcji gospodarze też popełnili faul, a dwa rzuty wolne wykorzystał Manu Lecomte i dał Startowi sensacyjne zwycięstwo 82:81.
Triumf pozwolił awansować drużynie trenera Kamińskiego na ósme miejsce w lidze z dorobkiem ośmiu punktów. Kolejny mecz Start rozegra 1 grudnia i wreszcie będzie to spotkanie domowe. W hali Globus lublinianie podejmą MKS Dąbrowa Górnicza, czyli na ten moment dziewiąty zespół ligi.
King Szczecin - Start Lublin 81:82 (27:24, 21:18, 14:15, 19:25)
Szczecin: Żołnierewicz 17, Brown 14, Dziewa 13, Whitehead 12, Wójcik 10, Woodard 7, Myers 5, Kostrzewski 3, Meier.
Lublin: De Lattibeaudiere 26, Karolak 17, Drame 13, Lecomte 11, Ramey 10, Williams 3, Put 2, Szymański 2, Pelczar.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.