reklama
reklama

Wojna w Ukrainie. Ekspert: Lepiej, by polskie czołgi walczyły pod Kijowem, a nie pod Lublinem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Instytut Europy Środkowej

Wojna w Ukrainie. Ekspert: Lepiej, by polskie czołgi walczyły pod Kijowem, a nie pod Lublinem - Zdjęcie główne

- Dzięki mobilizacji Rosjanie mają teraz więcej żołnierzy, których dosyć bezmyślnie rzucają na front. Ci ludzie giną w dużych liczbach, ale jednocześnie wykrwawia to obronę ukraińską. Zmobilizowano 300 tys. osób, a to więcej niż Rosjanie skoncentrowali, gdy rozpoczynali atak na Ukrainę - mówi dr Jakub Olchowski | foto Instytut Europy Środkowej

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z Lublina - W pierwszej fazie wojny Rosjanie tracili znacznie więcej ludzi i sprzętu niż Ukraińcy, teraz poziom strat na froncie się wyrównał. Dlatego tak ważna jest pomoc dla Ukrainy od Zachodu w postaci uzbrojenia i amunicji - mówi w rozmowie z Lublin24.pl i "Wspólnotą" dr Jakub Olchowski z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Instytutu Europy Środkowej.
reklama

W: Jak przez ten rok wojny Ukraina zmieniła swoje położenie geopolityczne na mapie Europy i świata?

Przede wszystkim Ukraina jednoznacznie wyszła z obszaru posowieckiego. Obszaru, który Rosja uważa za teren swoich wpływów, swoje imperium. Ukraina wyszła z niego nie tylko geopolitycznie, ale co jest nawet ważniejsze, wyszła z niego mentalnie. Ukraińcy nie chcą mieć już nic wspólnego z ruskim mirem, Rosją i całym jej dziedzictwem oraz systemem polityczno-społecznym.

Choć Rosjan zapewne to zaskoczyło, to w gruncie rzeczy nie jest to niespodzianką, bo Ukraina jest niepodległym państwem od ponad 30 lat. Znaczna część ludności Ukrainy nie pamięta już Związku Radzieckiego, oni wychowali się już w niezależnym państwie i tego państwa teraz bronią. To jest jeden z czynników, których Władimir Putin i Rosjanie zupełnie nie przewidzieli. Albo zlekceważyli.

Pozycja międzynarodowa Ukrainy znacznie wzrosła, bo wzrosła jej rozpoznawalność i to w sposób bardzo pozytywny. Ukraina walczy z przeważającymi siłami agresora, co już samo w sobie przysparza sympatii. Ponadto walczy w sposób niesłychanie zdeterminowany o własną niezależność i własne przetrwanie. Wojny czy konflikty zbrojne zazwyczaj są skomplikowane i mają złożone podłoże. A tu? To jest konflikt czarno-biały. Jest agresor, któremu nie chodzi o zasoby naturalne czy zajęcie terytorium, gdzie znajduje się coś cennego. Tu chodzi o zniszczenie przeciwnika, wymazanie go z mapy. Takie konflikty w ostatnich dziesiątkach lat zdarzały się bardzo rzadko. 

W: Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że Ukraińcy mają inicjatywę i pójdą do przodu. Tymczasem to Rosjanie kontratakują i co prawda bardzo powoli, ale posuwają się do przodu. I codziennie zabijają Ukraińców...

Ukraińcy są już dość wyczerpani. Dużo się mówi o stratach rosyjskich, bo rzeczywiście są absurdalnie wysokie. To nie znaczy, że Ukraińcy nie ponoszą strat. To są duże straty ludzkie i materiałowe, więc siłą rzeczy utracili impet. Zwłaszcza że Rosjanie rzucają na front coraz to nowe wagony mięsa armatniego. Jest to powrót Rosjan do taktyki z II wojny światowej, gdzie ostatecznie wygrali ilością. Rok temu mieli na to zupełnie inny pomysł: to miała być szybka operacja. Zaplanowali to zapewne na fali sukcesów w Syrii, gdzie, również brutalnymi metodami, ale dobrze sobie radzili.


Tu Rosjanie zderzyli się z determinacją Ukrainy i Zachodu. Musieli więc przejść do sprawdzonej taktyki, czyli wojny na wyniszczenie i materiałowej. A Rosja ma wciąż zasoby. Stąd straty po stronie Ukraińców. W pierwszej fazie wojny Rosjanie tracili znacznie więcej ludzi i sprzętu niż Ukraińcy, teraz poziom strat na froncie się wyrównał. Żadna ze stron nie odnosi teraz większych sukcesów. Dlatego tak ważna jest pomoc dla Ukrainy od Zachodu w postaci uzbrojenia i amunicji. 

W: Jaki efekt dała mobilizacja w Rosji?

W gruncie rzeczy dała ona mniej, niż Rosjanie się spodziewali. Dzięki mobilizacji Rosjanie mają teraz więcej żołnierzy, których dosyć bezmyślnie rzucają na front. Ci ludzie giną w dużych liczbach, ale jednocześnie wykrwawia to obronę ukraińską. Zmobilizowano 300 tys. osób, a to więcej niż Rosjanie skoncentrowali, gdy rozpoczynali atak na Ukrainę.

Mobilizacja nie przełożyła się jednak na sukcesy agresora. Liczba żołnierzy jest istotna, ale nie najważniejsza. Żołnierzy trzeba bowiem wyposażyć i wyszkolić. Jest coraz większy problem z nowoczesnym wyposażeniem, a szkolić żołnierzy nie ma kto, bo ci, którzy powinni i potrafili to robić, już w dużej mierze zginęli.

Problemem armii rosyjskiej jest także fatalne dowodzenie. To jest dziedzictwo dawnego systemu, Związku Radzieckiego, Armii Czerwonej. To wynika też z natury Rosji. W państwie autorytarnym nic nie działa tak, jak powinno działać. Brak samodzielności w myśleniu, strach przed kreatywnością. Dla kontrastu armia ukraińska od co najmniej dziewięciu lat szkoliła się według zachodnich standardów, pod okiem instruktorów z NATO. 

W: Jakie znaczenie miała wizyta Joe Bidena w Kijowie?

Dla Ukraińców miała znaczenie zasadnicze, symboliczne. Obietnice kolejnych pakietów pomocy nie były kluczowe, bo one i tak by padły, nawet gdyby Joe Biden nie przyjechał do Kijowa. Natomiast to, że on tam się pojawił, bardzo podniosło na duchu Ukraińców. To ewenement w historii, że prezydent USA odwiedza stolicę państwa będącego w stanie wojny. A w dodatku stolicę, która jest bombardowana przez przeciwnika. Przede wszystkim jednak wizyta Joe Bidena w Kijowie personalnie upokorzyła Władimira Putina. On nawet w swoim kraju często jest nazywany "dziadem z bunkra". 

W: Joe Biden odwiedził także Warszawę. Jak przez ten rok zmieniła się rola Polski na arenie międzynarodowej?

Jesteśmy istotniejszym podmiotem w polityce międzynarodowej niż jeszcze rok temu. Stało się tak przede wszystkim ze względu na skalę pomocy, jakiej udzieliliśmy Ukrainie. To było i jest nadal bardzo dobrze odbierane na Zachodzie. Dla Ukraińców jesteśmy najbliższym sojusznikiem i najlepszym partnerem, potwierdzają to wszystkie możliwe sondaże na Ukrainie. Ale każdy kij ma dwa końce, więc jednocześnie jesteśmy teraz jednym z największych wrogów Federacji Rosyjskiej. Niektórzy próbują nas straszyć wojną z Rosją. Spokojnie, Rosja nie jest w stanie pokonać Ukrainy w ramach swojej specjalnej kilkudniowej operacji, która trwa już ponad rok. Nie mówmy więc, że Rosja jest w stanie zaatakować będącą w NATO Polskę. 

W: Biorąc pod uwagę skalę pomocy militarnej od Polski dla Ukrainy, to czy nie powinniśmy się obawiać, że za bardzo się przy tej pomocy rozbroiliśmy?

To pytanie, które zadaje sobie w Polsce wiele osób. Zagraliśmy va banque, zwłaszcza jeżeli chodzi o broń pancerną. Niewykluczone jednak, że więcej kosztowałoby nas niepomaganie Ukrainie, niż pomaganie. Bardzo możliwe, że gdyby nie polskie czołgi, które w dużej liczbie przekazaliśmy Ukrainie, to ta wojna potoczyłaby się inaczej. Lepiej, by polskie czołgi walczyły pod Kijowem, a nie pod Lublinem czy Warszawą. Pamiętajmy też, że oddaliśmy swoje czołgi, ale będziemy mieli nowe, amerykańskie i koreańskie, nowej generacji. 

W: Dlaczego Niemcy tak długo ociągali się z konkretną pomocą dla Ukrainy?

Niemcy po doświadczeniach II wojny światowej i doświadczeniach z nazizmem w kolejnych dziesięcioleciach diametralnie zmienili sposób myślenia. Niemcy stały się państwem pacyfistycznym, w którym w ogóle mówienie o użyciu siły jest nie na miejscu.

Niemcy, choć dotyczy to także innych państw Europy Zachodniej, robili też interesy z Rosją. Kiedy uświadomili sobie, że Rosja nie jest normalnym partnerem, a niemiecka polityka doprowadziła do tego, co mamy teraz, to doszli do wniosku, iż swoją politykę muszą zmienić. Ale zmiana kierunku politycznego całego państwa nie odbywa się z dnia na dzień.

Ponadto jest to także problem mentalny, bo Niemcy muszą teraz sami przed sobą się przyznać, że popełnili błędy. Starsi niemieccy politycy, jak Angela Merkel czy Olaf Scholz, żyją wciąż w przeświadczeniu, że relacje z Rosją są ważne, a to, co znajduje się na mapie między Niemcami czy Rosją, nie jest zbyt istotne. Politycy młodszego pokolenia, jak minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock, która zna Europę Środkową, zupełnie inaczej patrzą na świat.

W: Na horyzoncie są Igrzyska Olimpijskie w Paryżu w 2024 roku. Rosyjscy sportowcy powinni zostać dopuszczeni do udziału w tej imprezie?

Część rosyjskich sportowców to wojskowi, często czynni. Nawet medaliści rosyjscy bywają jednocześnie oficerami w armii rosyjskiej. To są ludzie, którzy biorą udział w napaści na inne państwo. Oni oczywiście popierają tę wojnę, wielu z nich brało zresztą udział w masowych wiecach, m.in. na stadionie Łużniki w Moskwie, gdzie dumnie prezentowali się obok Putina. Mieliśmy też wiele przykładów, kiedy rosyjscy sportowcy manifestowali na zawodach swoje poparcie dla Putina i wojny. To jest karygodne. Rosjanom należy przykładnie zakazać udziału w Igrzyskach. A pamiętajmy, skąd się wzięła idea olimpijska. Pierwotnie, w starożytności, na czas igrzysk wszystkie wojny i konflikty były zawieszane. Udział Rosjan w Igrzyskach byłby absurdalny. Zwłaszcza że w tym samym czasie ukraińscy sportowcy walczą o wolność i giną na froncie. 

W: Podsumowując: jaki będzie scenariusz kolejnych miesięcy? Co się wydarzy na froncie?

Rosja na pewno będzie starała się uzyskać jakiś sukces militarny, za wszelką cenę. Dlatego, że ostatnie postępy Rosjanie osiągnęli latem 2022 roku. Od tamtej pory armia rosyjska albo przegrywa, albo prowadzi bezsensowne i krwawe walki pozycyjne.

Zwłaszcza że w Rosji narasta niezadowolenie w związku z przebiegiem wojny. "Dlaczego nam tak źle idzie? Dlaczego nasza potężna armia i nasz potężny przywódca od roku nie może sobie poradzić z jakąś tam Ukrainą, która nie jest nawet państwem, bo to historyczne ziemie rosyjskie chwilowo nazywające się Ukrainą pod rządami nazistów?". Niewykluczone jednak, że by przejść do ofensywy Rosjanie będą musieli przeprowadzić kolejną mobilizację, a później wyszkolić, wyposażyć i dostarczyć na front setki tysięcy ludzi. Co może okazać się niesłychanie trudne.

Sankcje Zachodu się rozpędzają i sytuacja gospodarcza Rosji będzie coraz gorsza. Nastroje społeczne będą gorsze. Rosja już pęka w szwach, jeśli chodzi o tendencje odśrodkowe w różnych regionach. Czas nie działa jednak też na korzyść Ukraińców, bo im dłużej trwa wojna, tym bardziej kraj jest zniszczony. Będzie coraz więcej napięć społecznych związanych ze śmiercią wielu ludzi, biedą, bezrobociem. Ukraińcy też potrzebują sukcesu militarnego, dlatego tak bardzo naciskają na Zachód, by przekazać im broń. Wiosna może być gorąca. 

W: Jest taki punkt w tej wojnie, który Rosja może osiągnąć i poczuć się nasycona, a następnie zgodzić się na przerwanie rozlewu krwi?

Nie sądzę. Rosja się już nie wycofa. Chciałaby zająć całą Ukrainę, ale to jest już niemożliwe. Władimir Putin jest w trudnej sytuacji. Musi coś zrobić, ale właściwie nie wiadomo, do czego to wszystko to doprowadzi. Myślę, że Putin wciąż uważa, że jest dobrze. Ale jego otoczenie już wie, że tak nie jest.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama