reklama
reklama

Ekspert: Ukraińcy zaatakowali tam, gdzie Rosjanie w ogóle się tego nie spodziewali

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Pixabay/archiwum Jakuba Olchowskiego

Ekspert: Ukraińcy zaatakowali tam, gdzie Rosjanie w ogóle się tego nie spodziewali - Zdjęcie główne

- Najważniejsze w całej tej sprawie dla Ukraińców jest to, że świat się znowu zainteresował tą wojną, ponownie trafiła na pierwsze strony gazet - mówi dr Jakub Olchowski z Instytutu Europy Środkowej oraz Instytutu Stosunków Międzynarodowych UMCS w Lublinie | foto Pixabay/archiwum Jakuba Olchowskiego

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z Lublina- Okazało się, nie po raz pierwszy, że Rosja jest po prostu słaba. Że supermocarstwo jądrowe nie jest w stanie chronić własnego terytorium - mówi w rozmowie ze "Wspólnotą" i Lublin24.pl dr Jakub Olchowski z Instytutu Europy Środkowej oraz Instytutu Stosunków Międzynarodowych UMCS w Lublinie.
reklama

W: Armia ukraińska 6 sierpnia przekroczyła granicę z Rosją, weszła do obwodu Kurskiego i zajęła znaczny teren. Co właściwie się wydarzyło?

Ukraina zagrała va banque. "Operacja kurska", tak umownie ją nazwijmy, choć to nie tylko obwód kurski, ale też biełgorodzki, została zupełnie inaczej przygotowana niż ta "sławetna" ofensywa ukraińska z 2023 roku.

Wspomniana ofensywa sprzed roku zakończyła się porażką w dużej mierze dlatego, że wręcz zapowiadano ją w mediach ukraińskich i światowych, w związku z czym Rosjanie się po prostu do niej przygotowali. Skończyło się to ustabilizowaniem linii frontu, który od tamtej pory w gruncie rzeczy niewiele się zmienia. Od tego momentu zaczęło narastać znużenie tą wojną na Zachodzie. Społeczeństwa państw zachodnich coraz częściej pytają o sens wsparcia dla Ukrainy. "Dajemy broń, dajemy pieniądze. I co z tego? Przecież nie widać żadnych efektów". Poza tym pamiętajmy, że na samej Ukrainie też sytuacja nie jest łatwa, nastroje tam są wyraźnie gorsze, niż były jeszcze rok czy dwa lata temu. Władze Ukrainy musiały zatem "coś" zrobić. Zdecydowano się na wejście na terytorium Rosji, ponieważ linia frontu, która przebiega na okupowanym terytorium Ukrainy, jest bardzo silnie obsadzona przez Rosjan i armia ukraińska nie jest w stanie ich wyprzeć.

W związku z tym Ukraińcy zaatakowali tam, gdzie Rosjanie w ogóle się tego nie spodziewali. Tym razem utrzymano to w ścisłej tajemnicy do ostatniej chwili, nawet dowódcy, nie mówiąc o żołnierzach, nie wiedzieli, co się wydarzy. To przyniosło oczekiwane rezultaty. Okazało się, nie po raz pierwszy, że Rosja jest po prostu słaba. Że supermocarstwo jądrowe nie jest w stanie chronić własnego terytorium. I to w dodatku w konfrontacji z armią nieistniejącego według Rosjan państwa. Co więcej, Rosja przez ponad miesiąc nie jest w stanie wyrzucić Ukraińców ze swojego terytorium.

W: Jesteśmy w stanie określić, jakie terytorium zajęli Ukraińcy?

Niezupełnie. Istnieje coś takiego jak "mgła wojny". Dowódcy wojskowi, a tym bardziej obserwatorzy, którzy nie są na miejscu, nie wiedzą do końca, jak wygląda sytuacja. Przekaz rosyjski jest kompletnie chaotyczny.

Władze rosyjskie po początkowym osłupieniu i zupełnym zaskoczeniu zaczęły bagatelizować całą tę sytuację, twierdząc, że właściwie nic się nie stało i wszystko jest pod kontrolą. Prezydent Putin, żeby odciągnąć uwagę społeczeństwa, zaczął jeździć po kraju i spotykać się z załogami zakładów pracy i wygłaszać przemówienia. Z drugiej strony, jeżeli wsłuchamy się w głosy Rosjan, w to, co piszą i mówią w mediach społecznościowych, to ten obraz jest dość dramatyczny. Okazuje się, że nie tylko wojskowi, ale także przedstawiciele administracji lokalnej uciekli i zostawili mieszkańców samym sobie.

Z drugiej strony Ukraińcy otoczyli całą tę operację ścisłym embargiem informacyjnym. Są różne komunikaty, są różne spekulacje, co do tego, ile terenu zajęli Ukraińcy. Pytanie, co to znaczy kontrolować jakieś terytorium? Pamiętajmy, że wojska ukraińskie posuwają się w dużej mierze wzdłuż dróg. To, że dojechali do jakiejś miejscowości, nie znaczy, że kontrolują całe to terytorium do tego punktu. Nie zmienia to faktu, że dla Rosji to jest gigantyczny problem, przede wszystkim polityczny i wizerunkowy.

W: Dlaczego jest to sytuacja bez precedensu?

Bo od czasów II wojny światowej, czy też, jak nazywają ją Rosjanie, "wielkiej wojny ojczyźnianej", Rosja nie miała najeźdźców na własnym terytorium. W pewnym sensie zszokowało to rosyjską opinię publiczną. Rosjanom od wielu lat wpaja się, że są potęgą, a naruszenie ich granic, mocarstwa jądrowego, nie jest możliwe. Okazało się, że to jest możliwe. Co więcej, Rosja w ciągu ostatnich dwóch i pół roku wielokrotnie groziła i ostrzegała, że nie pozwoli na przekraczanie kolejnych tak zwanych "czerwonych linii", natomiast przy każdej z okazji, kiedy te czerwone linie jednak były przekraczane przez Zachód i Ukrainę, Rosja nie zrobiła niczego poza groźnymi minami i straszeniem bronią jądrową.

W: To taka sytuacja, jakby wrogie wojska wtargnęły, na przykład, do powiatów chełmskiego i włodawskiego, zajęły ich część, a władze Polski udawałyby, że właściwie nic się nie wydarzyło...

A my nie wiedzielibyśmy, co się na tych terenach dzieje. Wiedzę czerpalibyśmy z publikacji w mediach społecznościowych i od osób, którym udało się stamtąd uciec. Co charakterystyczne, Ukraińcy wypuszczają rosyjskich mieszkańców z zajętych przez siebie terenów, pozwalają na ich ewakuację. Najważniejsze w całej tej sprawie dla Ukraińców jest to, że świat się znowu zainteresował tą wojną, ponownie trafiła na pierwsze strony gazet. Ponadto, lubi się zwycięzców, a to jest zwycięska operacja jak na razie i to znowu przysporzyło sympatii Ukrainie. Ma to też ogromne znaczenie, jeżeli chodzi o podbudowę morale Ukraińców, którzy odczuwają pewną bezradność. Od dwóch i pół roku praktycznie codziennie spadają im rakiety na głowę, codziennie giną ludzie i niewiele z tym można było zrobić.

W: Nasuwa się pytanie: dlaczego Rosjanie nie podejmują konkretnej interwencji militarnej w obwodzie kurskim?

Nie podejmują, bo najwyraźniej nie są w stanie. Są różne mity o wielkiej potędze militarnej Rosji, zwraca się uwagę na to, że ma sto czterdzieści milionów obywateli, czyli ogromne rezerwy ludzkie (w przeciwieństwie do Ukrainy). Gdyby jednak Rosja była w tak dobrej sytuacji, to nie ściągałaby rekrutów, skąd się tylko da, włącznie z Chinami, Azją Centralną  i Afryką. Na Ukrainie, na terenach okupowanych przez Rosję, jest w tej chwili kilkaset tysięcy rosyjskich żołnierzy. W tym zdecydowana większość rosyjskich sił lądowych. Rosjanie nie mają zatem kim łatać tych dziur na granicy. O słabości rosyjskiej w tym kontekście świadczy też niespotykana w czasie tej wojny liczba rosyjskich jeńców wojennych, którzy trafiają obecnie w ręce ukraińskie. Tych ludzi będzie można wymienić na jeńców ukraińskich będących obecnie w rękach rosyjskich.

W: Jak na "operację kurską" Ukraińców zareagował Zachód - Waszyngton i stolice europejskie?

Bardzo wątpliwe jest, że Waszyngton nie wiedział o tej operacji. Myślę, że zanim do niej doszło wąskie elity decyzyjne w Stanach Zjednoczonych i najważniejszych stolicach europejskich wiedziały o zamiarach Ukraińców. Zachód był już trochę znużony tą wojną, dlatego właśnie pojawiły się w ostatnich miesiącach coraz częstsze głosy o negocjacjach pokojowych, że trzeba usiąść do rozmów i z Rosją się "dogadać". Z punktu widzenia Ukrainy to jest absolutnie nieakceptowalne. Takie rozmowy skończyłyby się zamrożeniem konfliktu na istniejącej linii frontu, czyli de facto siły rosyjskie zostałyby na terytorium Ukrainy. Między innymi dlatego Ukraina potrzebowała czegoś bardzo spektakularnego, żeby pokazać Zachodowi, że jest w stanie wpływać na losy tej wojny, skutecznie przeciwstawić się Rosjanom. Ta ryzykowna operacja przyniosła więc Ukraińcom zamierzone efekty w sensie politycznym, bo przełamała narastające na Zachodzie zniechęcenie do wspierania Ukrainy w tej wojnie.

W: Jaka jest pańska prognoza, jeśli chodzi o efekty "operacji kurskiej" w dłuższej perspektywie?

Generalnie Zachód nie wyraża zgody na używanie przez Ukraińców zachodniej broni przeciwko celom położonym na terytorium Federacji Rosyjskiej. Ukraińcy atakują Rosję na jej  terytorium, ale głównie przy pomocy dronów własnej produkcji i artylerii. Zachód powtarza jak mantrę, że obawia się eskalacji konfliktu.

Jak na razie przebieg tej wojny pokazuje, że nie ma żadnej eskalacji. Przy dostarczaniu Ukrainie broni, amunicji, czołgów, samolotów też pojawiały się głosy, że to wywoła eskalację. Za każdym razem Rosja oczywiście groziła, że na to, to już nie pozwoli. I co? I pozwalała. Zachód się po prostu boi, że Rosja sięgnie po broń jądrową. Nie chcę spekulować, jakie efekty przyniesie ta operacja. Jednak w kontekście ewentualnych rozmów pokojowych negocjacji Ukraina ma teraz świetną kartę przetargową, której jeszcze miesiąc temu nie miała - terytorium rosyjskie. Dlatego Rosjanie nie mogliby aktualnie obstawać przy tym, by w przypadku ewentualnych rozmów o zawieszeniu walk linię rozgraniczenia wyznaczyć wzdłuż obecnej linii frontu.

Oznaczałoby to bowiem, że po stronie ukraińskiej zostałaby część Rosji. Z punktu widzenia Władimira Putina to nie byłby policzek, tylko kopniak w twarz. Zresztą sama ta operacja jest ogromnym upokorzeniem dla prezydenta Rosji.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama