reklama
reklama

Rafał Król (Motor Lublin): Czujemy, że jesteśmy niezniszczalni

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: KK

Rafał Król (Motor Lublin): Czujemy, że jesteśmy niezniszczalni - Zdjęcie główne

foto KK

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Po wygranym finale baraży ze Stomilem Olsztyn porozmawialiśmy z kapitanem lubelskiego Motoru, Rafałem Królem. Doświadczony pomocnik żółto-biało-niebieskich zaliczył świetny sezon, w którym był najlepszym strzelcem i asystentem drużyny, notując 12 bramek i dziewięć kluczowych podań.
reklama

Motor wraca do pierwszej ligi, a tak się składa, że jesteś jedynym zawodnikiem w składzie, który pamięta ostatni sezon klubu na tym poziomie rozgrywek...
Chciałoby się powiedzieć, że wreszcie tam wracamy. Dobrze pamiętam, że poprzednio graliśmy na zapleczu ekstraklasy w 2010 roku, jeszcze na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich. Bardzo się cieszę, że 13 lat później znów udało się awansować i to w takim stylu, bo trzy ostatnie mecze, to były "ciężary". Z Polonią Warszawa strzeliliśmy bramkę wyrównującą w 90. minucie spotkania, z Kotwicą Kołobrzeg w doliczonym czasie gry, a w Olsztynie ze Stomilem wygraliśmy po rzutach karnych, w dodatku po osłabieniu czerwoną kartką.

Na czym polegała siła tego zespołu, który nigdy się nie poddawał?
To zasługa trenera Feio, który niesamowicie przygotował nas mentalnie. Odbudowa pola karnego, wysoki pressing, konsekwencja. Właśnie te czynniki zadecydowały.

Te wszystkie pozasportowe afery w trakcie rundy wiosennej was nie dotykały, tylko wręcz przeciwnie?
Powiedziałbym nawet, że to nas bardziej budowało i dzięki tym sytuacjom w szatni stworzyła się jeszcze większa więź. Cały czas wspieraliśmy się wzajemnie. Nie będę wymieniał nazw portali, czy gazet, które pisały o różnych aferach u nas nawet w trakcie baraży, ale te artykuły sprawiały, że się jeszcze bardziej "nakręcaliśmy". W myśl zasady "co nas nie zabije, to nas wzmocni". Udowodniliśmy to w Olsztynie. Nie było w nas nawet chwili zwątpienia.

Ostatni mecz, tak jak cały sezon był pełen dramaturgii.
Zgadza się. Zwłaszcza że w połowie września zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli. Wielki szacun dla całej drużyny i sztabu, że podnieśliśmy się i wywalczyliśmy awans w takich okolicznościach. To nie zdarza się zbyt często, więc o takich historiach można by pisać książki.

Motor spędził w niższych ligach długich 13 lat. Co czujesz po awansie?
Satysfakcję. Spędziliśmy wiele lat w trzeciej i drugiej lidze. Jeździliśmy długo po mniejszych miejscowościach, a teraz mamy wraz z naszymi kibicami powody do radości, że będziemy grali z takimi drużynami jak Arka Gdynia, czy Lechia Gdańsk.

Rok temu brałeś udział w przegranym finale barażowym, ale teraz po ostatnim gwizdku mogłeś świętować awans. Doczekałeś wielkiego momentu.
Tak, w końcu się doczekałem. Mam 34 lata, ale jeszcze nie zamierzam kończyć przygody z piłką. Myślę, że jeszcze parę lat pogram, bo czuję się bardzo dobrze.

Pierwsza liga będzie kolejnym wyzwaniem?
Tak jest. Nie będziemy chcieli tam pograć tylko po to, żeby się utrzymać. Trzeba mierzyć wysoko.

Mówiło się kiedyś przy okazji Motoru o projekcie "Ekstraklasa 2025". Czy to jest możliwe?
Wydaje mi się, że tak. Trzeba najpierw przekonać się, jak to wszystko będzie funkcjonować na poziomie pierwszoligowym. Na pewno nie będziemy chcieli zajmować miejsc w dolnych rejonach tabeli, tylko walczyć w każdym meczu o zwycięstwo.

Szybko popularne stało się dotyczące was hasło "jesteśmy niezniszczalni". Łatwo było w to zdanie uwierzyć?
Czujemy, że jesteśmy niezniszczalni. Udowodniły to ostatnie mecze. Mamy wyjątkowo dobry mental jako drużyna. Gratulacje dla trenera Feio, który "niemożliwie" przygotował nas do tych baraży. Mieliśmy ciężkie podróże, wiele kilometrów w autokarze. Jednak najważniejsze, że na boisku pokazaliśmy, że zasługujemy na awans.

Czułeś spokój przy pierwszej "jedenastce" wykonywanej w serii rzutów karnych w finale baraży?
Szczerze mówiąc, to nawet chciałem strzelać jako pierwszy. Noga nie zadrżała w ogóle. Od początku wiedziałem, w który róg chce uderzyć i nawet na jakiej wysokości. Piłka wpadła do siatki, więc nie pozostaje nic innego, jak się z tego cieszyć. Często trenowaliśmy karne, nawet na treningach regeneracyjnych. Każdy z nas był przygotowany i nikt się nie pomylił.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama