W półfinale Start ograł Trefla Sopot, a Legia poradziła sobie z Anwilem Włocławek bez straty meczu. Finał nie miał wyraźnego faworyta, bo w sezonie zasadniczym oba zespoły wygrały ze sobą po jednym spotkaniu, a jedno miejsce wyżej w tabeli uplasowali się lublinianie.
Początek meczu wskazywał, że stawka jest ogromna. Oba zespoły z dużym zaangażowaniem pracowały w obronie, a efektem było sporo nietrafionych rzutów i strat. Szybciej jednak chaos opanowali zawodnicy Legii i to oni zyskali drobne prowadzenie. Start miewał problemy z długimi akcjami i kończył je nietrafionymi rzutami, a później to samo doskwierało rywalom. Finalnie jednak to oni prowadzili 18:17 po pierwszej kwarcie.
Początek drugiej odsłony należał do zespołu ze stolicy, który wyraźnie przejął inicjatywę i zwiększył prowadzenie do ośmiu punktów. Na szczęście dobry moment zaliczył Tevin Brown, który trafił dwie „trójki” i napędził czerwono-czarnych. Później ładną akcję pod koszem skończył Manu Lecomte i lublinianie zbliżyli się do rywali. Następnie rzut zza łuku Filipa Puta dał remis, na który Legia odpowiedziała również trzema punktami. Start na prowadzenie wrócił po dokładnie dziewięciu minutach i dwóch rzutach wolnych Courtneya Rameya. Finalnie na długą przerwę to właśnie oni zeszli, prowadząc 39:38.
Po zmianie stron Start zaczął kapitalnie i odskoczył rywalom na aż 10 punktów. Pod koszem rządził Ousmane Drame, a kilka świetnych akcji defensywie zaliczył Michał Krasuski. Później czerwono-czarni nieco obniżyli loty, a to skrzętnie wykorzystali gracze z Warszawy. Kapitalnie rzucali zza łuku i po serii takich rzutów objęli prowadzenie na minutę przed końcem kwarty. Odzyskał je Lecomte po trafieniu z półdystansu, a później równo z syreną dołożył trzy „oczka” z rogu boiska. Start prowadził 63:59 przed finałowymi dziesięcioma minutami.
Ten sam zawodnik rozpoczął punktowanie w czwartej kwarcie, a do tego razem z kolegami dwukrotnie zatrzymał rywali pod własnym koszem. Przewaga Startu wzrosła, a gra wyglądała naprawdę dobrze, ale spodziewać się można było trudnej końcówki. Goście marnowali jednak sporo akcji, a po kolejnej „trójce” Browna potrzebowali przerwy na żądanie przy deficycie dziewięciu punktów. Czas faktycznie przyniósł efekty, bo Legia dwukrotnie zdobyła punkty zza łuku i wzięła się za odrabianie strat. Na 180 sekund do końca przewaga Lublina wynosiła tylko dwa punkty, a 60 sekund później był już remis 77:77. Następne trafienie należało dla Legii i to ona była w korzystniejszej sytuacji w ostatniej minucie. Kapitalnie do rogu rozrzucił jednak Lecomte, a za trzy trafił Ramey i na dokładnie 30 sekund do końca tablica wyników wskazywała 80:79 dla czerwono-czarnych. 18 sekund później odpowiedzieli rywale i to oni byli bliżej triumfu przed ostatnią akcją Startu. W niej pod kosz wpadł Ramey - nie trafił, ale został sfaulowany i miał dwa rzuty wolne. Oba trafił i lublinianie prowadzili 82:81, a Legia miała 3,5 sekundy na akcję. Z tego czasu nie skorzystała i zwycięstwo wpadło na konto Startu!
Kolejne spotkanie już w środę 11 czerwca w hali Globus. Złoty medal zgarnie zespół, który jako pierwszy wygra cztery spotkania.
PGE Start Lublin - Legia Warszawa 82:81 (17:18, 22:20, 24:21, 19:22)
PGE Start: Drame 20, Brown 19, Lecomte 16, Ramey 15, Put 5, De Lattibeaudiere 4, Krasuski 3, Williams, Pelczar, Szymański
Trefl: Pluta 21, McGusty 16, Radanov 14, Silins 10, Kolenda 8, Vucić 8, Onu 2, Sykes 2, Wilczek
Sędziowali: Piotr Pastusiak, Wojciech Liszka, Bartosz Puzoń
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.