Byliście zszokowani wydarzeniami po meczu w Rzeszowie i decyzją trenera Feio o dymisji?
Tak. Wiadomo, że trener Feio był bardzo ważną częścią tego projektu, biorąc pod uwagę drogę, jaką wspólnie przeszliśmy, zarówno ze sztabem oraz całą drużyną. Wszystko, co działo się przez ostatnich kilkanaście miesięcy, nas scalało i sprawiało, że każdego dnia ciągle chcieliśmy iść do przodu. Byliśmy w tym razem, w tych trudnych i lepszych momentach. Tych drugich było więcej, co też świadczy o pracy wykonanej przez trenera, który bardzo się angażował i poświęcał temu klubowi dużo czasu. Na pewno jego odejście w trakcie sezonu było dla nas niespodziewane.
CZYTAJ TAKŻE: Szok w Motorze. Trener Feio podał się do dymisji!
W trakcie pobytu trenera Feio piłkarze i sztab stawali za nim murem w różnych sytuacjach. Czy miał pan wątpliwości, kiedy zadzwonił prezes Zbigniew Jakubas i spytał, czy obejmie pan zespół?
Oczywiście, że w pierwszej kolejności chciałbym nadal pracować w Motorze z trenerem Feio. Wiedziałem co prawda, że prędzej czy później rozpocznę pracę jako pierwszy szkoleniowiec, ale mieliśmy wspólny cel w postaci walki o awans do ekstraklasy, a nasze obecne umowy obowiązywały do końca czerwca. Po telefonie od prezesa rozmawiałem jeszcze z trenerem Feio, dopytując czy jego decyzja jest ostateczna. Gdy dowiedziałem się, że tak, to postanowiłem dopełnić kontrakt do końca sezonu i wejść w buty pierwszego szkoleniowca. Prezes nie chciał szukać nikogo z zewnątrz, dotychczasowy sztab pozostał niezmienny, a ja zostałem oddelegowany do tego, by dokończyć rozgrywki.
To dla pana największe wyzwanie w zawodowej karierze? Do tej pory samodzielnie prowadził pan jedynie przez pięć kolejek trzecioligową Wólczankę Wólka Pełkińska, więc chyba trudno to porównywać...
Mam nadzieję, że największe wyzwania są jeszcze przede mną, choć oczywiście jak dotąd nie pracowałem jako pierwszy trener na takim poziomie. Na razie traktuję tę szansę jednak na spokojnie. Pracuję do końca sezonu tak, by wykorzystać w kolejnym sezonie to doświadczenie, które zdobędę.
CZYTAJ TAKŻE: Jakubas o odejściu Feio: "to była tylko jego decyzja"
Czy prezes Jakubas podkreślił w waszej rozmowie, że cały czas celem Motoru jest awans do elity?
Nie musiał, bo wszyscy jesteśmy ambitnymi ludźmi. Wiadomo, że będziemy walczyć o zwycięstwo w każdym meczu. Ta drużyna chce iść do przodu, a zawodnicy grać na najwyższym poziomie. Niektórzy z nich jeszcze tam nie byli, a część chce do ekstraklasy wrócić. Wiadomo, że trener Feio chciał zawsze wygrywać i ściągaliśmy tu piłkarzy z takim samym nastawieniem. W tej kwestii nic się nie zmienia.
Zaczęliście rundę od dwóch porażek oraz takiej samej liczby remisów i porażek. Jak można ocenić ten start drugiej części sezonu?
Nie jest to idealny początek. Gdybyśmy zdobyli trzy punkty więcej, to mielibyśmy podobny start do poprzedniej rundy, którą rozpoczęliśmy na zadowalającym poziomie. Jedno zwycięstwo więcej dawałoby nam miejsce znacznie bliżej czołówki ligowej tabeli, ale nie robiłbym z tego przedwczesnego pogrzebu. Wiadomo, że teraz trzeba spróbować nadrabiać stracone punkty w następnych kolejkach, ale należy również mieć świadomość, że rywale nie śpią, a liga jest bardzo wyrównana, co widać po wynikach.
CZYTAJ TAKŻE: Mógł grać w Motorze razem z bratem. Teraz jest raperem
Czy zamierza pan wprowadzać dużo zmian w grze zespołu w stosunku tego, co było, czy to będzie harmonijna kontynuacja?
Będziemy mieli małe zmiany, ale one nie będą wpływały na ogólne zasady, które chcemy utrzymać. Specyfika, charakter i dynamika tego zespołu pozostają niezmienne. Zamierzamy kontynuować nasz sposób gry. Ostatecznie decydował o nim trener Feio, ale tworzyliśmy go wszyscy wspólnie. Zobaczymy, gdzie nas to zaprowadzi, ale jestem optymistycznie nastawiony, ponieważ widzę w drużynie, że zawodnicy jeszcze nie złożyli rękawic. Na pierwszych zajęciach w tym tygodniu powiedziałem zespołowi, że jedyne oczekiwanie, jakie wobec nich mam, to żeby zostali sobą. Chodzi o utrzymanie poziomu wsparcia, który jest bezcenny oraz wyróżniającego ich zaangażowania, a także zabójczej dla przeciwników intensywności. Myślę, że to ID, które wytworzyliśmy, było do tej pory wizytówką Motoru i tak pozostanie.
Da się wywnioskować z tej rozmowy, że rządy Mateusza Stolarskiego nie będą raczej autorytarne, tylko konsultowane z resztą sztabu.
To nie jest tak, że autorytarne rządy z perspektywy prowadzenia zespołu były sprawowane wcześniej. Decyzje były przecież konsultowane, a różni członkowie sztabu mieli rozmaite pomysły, które wdrażaliśmy w życie. Bez wątpienia pewne wymagania w różnych aspektach gry będą jednak nienegocjowalne. Z zespołu odchodzą trenerzy, ważni piłkarze, ale drużyna nie może się zmienić. Nie można wszystkiego opierać na jednej osobie, w przeciwnej sytuacji jako klub nigdzie nie dojdziemy. Wykorzystajmy potencjał, który drzemie w Motorze. Dążmy do tego, aby skończyć sezon na jak najwyższym miejscu. Pamiętajmy, że wysokie wymagania wobec nas są wynikiem tego, że zespół pokazał, że jest zdolny do robienia wielkich rzeczy. W lipcu ubiegłego roku większość kibiców w ciemno wzięłaby piąte miejsce w tabeli pod koniec marca. Ludzie muszą zrozumieć, że nie możemy robić pogrzebu. Zdobyliśmy wiosną osiem punktów na 16 możliwych, tracimy do miejsca gwarantującego awans pięć punktów.
Zwłaszcza że jesienią pomimo serii czterech ligowych porażek z rzędu i tak zakończyliście rundę w strefie barażowej. To pokazuje, w jak wyrównanej rywalizujecie lidze.
Dokładnie. Spójrzmy też na to, jakie marki grają w pierwszej lidze. To nie jest żadne usprawiedliwienie, ani reakcja obronna, ale trzeba pamiętać, że inni też nie śpią, poczynili wzmocnienia, zweryfikowali cele. Ta liga to maraton, a nie sprint. Media nazywają to presją, ja określam to oczekiwaniami. Drużyna się ich nie boi, tylko sama je sobie wyznacza. I uwaga - zespół wyznaczył też oczekiwania osób spoza klubu. Kto mi powie, że lubelskie środowisko oczekiwało awansu osiem miesięcy temu? To trener Feio i piłkarze dali sygnał, że walka o to jest możliwa. To jest warte docenienia i przyjścia na stadion dla tego zespołu. Kibice fantastycznie nas wspierają. Byli z nami podczas wspomnianej serii porażek i są teraz. Oni też mają świadomość, co ta drużyna zrobiła przez ostatnich kilkanaście miesięcy. Jeżeli coś nie wyjdzie, to nie dlatego, że piłkarze czegoś nie chcieli, albo my jako sztab pracowaliśmy źle. Jeśli ktokolwiek ma wątpliwości, serdecznie zapraszam na tygodniowy staż. Nie mam z tym problemu, nie przychodźcie tylko wszyscy na raz (śmiech). Zobaczcie, jak wszyscy tu pracujemy. I nie mam na myśli, tylko zawodników pierwszego zespołu i trenerów, ale każdego z pracowników, bo trzeba pamiętać, że klub tworzą ludzie.
A jaką ma pan diagnozę odnośnie tego, co nie funkcjonowało dobrze w dotychczasowych meczach rundy wiosennej?
Oczywiście, że mamy swoje przemyślenia, ale nie będę ułatwiał GKS Tychy przygotowania do spotkania z nami. Zawsze powtarzam, że przemówi za nas boisko. To jest najważniejsze. Chcę się cieszyć z roli, którą obecnie pełnię. Długo na to pracowałem i wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Nie myślę o tym, czy wyjdzie, czy nie. Zamierzam skupić się na każdym kolejnym dniu pracy i sukcesem będzie dla mnie, gdy zawodnicy będą najlepszymi wersjami siebie. Moim celem jest wygrywanie. Za to nam w piłce płacą i z tego mam największą satysfakcję.
CZYTAJ TAKŻE: Edach Budowlani Lublin udanie zaczęli rundę wiosenną
Apropos satysfakcji. Macie bardzo szeroką kadrę i z pewnością nie brakowało w niej niezadowolonych zawodników, którzy nie dostawali zadowalającej ich liczby minut na boisku. Jaki ma pan plan na zarządzanie tą grupą ludzi, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jednym z piłkarzy w zespole jest bardzo bliska osoba, czyli pański brat?
Nie skłamię, gdy powiem, że zaraz też będzie grupa zawodników niezadowolonych z powodu braku gry. To jest normalne, że każdy z piłkarzy chce grać i pokazywać siebie na boisku. Dopóki sportowa złość nie wpływa na zespół w kontekście spadku energii lub niepotrzebnego zamętu, to w zupełności ją akceptuje. Tym bardziej jeśli zostanie przekuta w pozytywną grę i lepszą formę. Analizujemy treningi pod kątem formacji, całej jedenastki oraz indywidualnie. Dzięki temu gracz, który w danym momencie jest w słabszej formie, po prostu powinien o tym wiedzieć. Jeżeli chodzi o prowadzenie własnego brata, to trzeba podkreślić, że Paweł był w wielkich klubach, jest utytułowanym zawodnikiem, który zdobywał mistrzostwa i grał w europejskich pucharach. On wie, jak się prowadzić w takich sytuacjach. Myślę, że najlepszym podsumowaniem tego, co udało nam się wypracować jeżeli chodzi o relacje w kontekście funkcjonowania w jednej drużynie, to najlepszym podsumowaniem będzie fakt, że Paweł dowiedział się z mediów, że trener Feio już nie pracuje w klubie.
Czy zamierza pan, tak jak trener Feio pracować w klubie niemalże codziennie w godzinach 6-22?
Wiadomo, że utrzymywanie standardów nakreślonych przez trenera Feio to bardzo wymagające zadanie, ale chcę to zrobić. Patrząc na sposób organizacji całego pierwszego zespołu, to życzyłbym sobie zawsze zastawać takie warunki po poprzednikach. W klubie jest wiele świetnych osób w różnych działach i chętnie bym je wymienił z imienia oraz nazwiska, ale boję się kogoś pominąć. Każdy jest ważny, tak samo jak sztab i drużyna. Staramy się współpracować i razem utrzymywać wysokie standardy. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tak musi być, byśmy dawali sobie szanse na wygrywanie następnych spotkań.
Przywykł pan już do nowej codzienności i czy ona w porównaniu do poprzednich miesięcy diametralnie się zmieniła?
Największa różnica jest taka, że teraz w ciągu dnia podejmuję wiele decyzji, bo koniec końców każdy ostatecznie mnie pyta o zdanie. Przywykłem jednak już do tego. Poza tym wielkiego przeskoku nie ma. Przebywałem przecież z trenerem Feio w klubie. Często lub nawet zawsze przyjeżdżaliśmy tu razem, ale wiadomo, że jest jeszcze parę spraw organizacyjnych, które muszę połapać. Mam teraz na przykład więcej rozmów indywidualnych z zawodnikami. To są rzeczy, które też w robiłem będąc drugim trenerem, ale w mniejszym stopniu.
Pana głównym asystentem został Przemysław Jasiński. A czy do sztabu dołączy jakaś nowa twarz?
Mam zgodę prezesa, aby dobrać jedną osobę, ale nie lubię robić niczego na siłę. Najpierw muszę poczuć, że właśnie tego konkretnego człowieka w drużynie potrzebujemy. Muszę przekonać się również, że to osoba wystarczająco kompetentna. Bo jeśli miałbym rozszerzać sztab tylko po to, bo jest taka możliwość, byłoby bez sensu. To niepotrzebny wydatek. Mam dwa pomysły, ale zobaczymy, jak to wszystko się jeszcze rozwinie. A to dlatego, że póki co przecież nie mogę żadnemu z kandydatów obiecać nic w dłuższej perspektywie niż do końca sezonu. A to nie jest oczywiście komfortowe. Mimo to ludzie chcą pracować w Motorze. Czekamy więc na rozwój wydarzeń. Myślę, że na dniach powinien się ktoś pojawić.
A jak czuje się pan w roli lidera? Zadaniem każdego trenera jest przed meczem przecież to, aby natchnąć drużynę. Gonçalo Feio ma temperamentny charakter. A jaki jest Mateusz Stolarski?
Mateusz Stolarski wierzy w to, że każda mocna organizacja jest zawsze zarządzana przez dobrego lidera, ale pozostali jej członkowie również czują się ważni i chcą iść z tym liderem do przodu. Uważam, że na dzisiaj jestem typem trenera-obserwatora, który bierze na siebie wszystkie trudne decyzje, jakie musi podjąć. Te decyzje muszą być dobre dla drużyny. A jeśli chodzi o mnie jako lidera, to bym się nie martwił. Poradzimy sobie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.