Jest pięciu. Będzie więcej
Szpital tymczasowy, stworzony w obiektach Targów Lublin przy ul. Dworcowej, był przygotowywany przez prawie dwa miesiące. Miał ruszyć na przełomie listopada i grudnia, ruszył dopiero 21 grudnia. Całe przedsięwzięcie kosztowało kilkadziesiąt milionów złotych.
Choć cały obiekt liczy nieco ponad 400 łóżek zakaźnych i 80 respiratorowych, to na początek w placówce przygotowano 56 łóżek na oddziale wewnętrznym oraz dziesięć łóżek respiratorowych. Od 21 grudnia w jednostce dyżurowało kilkadziesiąt osób z personelu, w tym lekarze i pielęgniarki. Pierwszego pacjenta szpital tymczasowy przyjął 29 grudnia.
- Dziś zajętych było już pięć łóżek zajętych. Po jutrzejszym święcie w następnych dniach zajętych łóżek w szpitalu tymczasowym będzie przybywać. Prognozujemy wzrost zakażeń ze względu na święta i sylwestra - zaznaczył we wtorek Lech Sprawka, wojewoda lubelski.
Dwa miliony. A to tylko część kosztów
Wojewoda zdradził też, ile kosztuje utrzymanie szpitala tymczasowego w Lublinie, choć wspomniał wyłącznie o części kosztów.
- Koszty trzeba podzielić na dwa rodzaje. Pierwsze wojewoda pokrywa z funduszu covidowego i jest to przede wszystkim wynajem Targów Lublin na potrzeby szpitala plus media. Jest to około 2,1 mln zł miesięcznie plus koszt zużycia mediów. To na razie wyjściowa kwota, bo nie ma jeszcze końca pełnego miesiąca. Drugi składnik kosztów ponosi Samodzielny Publiczny Szpital Kliniczny nr 1 w Lublinie, a źródłem finansowania są pieniądze z Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie podam tej kwoty, bo rachunek się zmienia w zależności od liczby pacjentów - powiedział wojewoda.
COVID ma być pierwszą chorobą
Lekarze z innych szpitali chcący przekierować swoich pacjentów do szpitala tymczasowego mogą spotkać się z odmową.
- Pacjenci chorzy na COVID-19 z chorobami przewlekłymi mogą trafić do szpitala tymczasowego, ale tylko jeżeli choroby przewlekłe nie są w stanie ostrym. W tym przypadku główną chorobą ma być COVID-19. Jeśli choroba współistniejąca wymaga dodatkowej terapii, to pacjent nie może być leczony w szpitalu tymczasowym, bo nie można tam zapewnić terapii odpowiedniego leczenia w kwestii chorób współistniejących - wyjaśnia Lech Sprawka.
Szpitalne oddziały ratunkowe w Lublinie zmagają się z dużą liczbą pacjentów, wśród których są ci chorzy na COVID-19. Pacjenci ci nie trafiają od razu, z domów, do szpitala tymczasowego. Muszą uzyskać odpowiednią diagnozę w szpitalu. Dlaczego tak się dzieje?
Niewielka liczba pacjentów w szpitalu tymczasowym wynika z nie do końca dobrze rozumianych kryteriów przyjmowania do tej jednostki przez pracowników izb przyjęć czy SOR-ów. Mamy trzy SOR-y w Lublinie, ale nie oznacza to, że pacjenci nie mogą być przekierowaniu do szpitala tymczasowego z izb przyjęć. Na SOR-y i izby przyjęć trafiają pacjenci z COVID-19, ale też mający choroby przewlekłe. I trzeba to dobrze zdiagnozować. Wtedy podejmowana jest decyzja, czy taki pacjent trafia do szpitala zwykłego, czy tymczasowego. Dlatego ci pacjenci nie trafiają do szpitala tymczasowego bezpośrednio z domu. Pacjenci nie muszą być wiezieni koniecznie na SOR, ale mogą zostać przyjęci przez izbę przyjęć, np. w szpitalu Jana Bożego - wyjaśnił wojewoda lubelski.
31 grudnia w całym województwie, nie licząc szpitala tymczasowego, dostępnych było 2205 łóżek dla chorych na COVID-19. Do końca stycznia ta liczba ma być zredukowana do około 1900 łóżek.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.