Pacjent specjalnie przyjechał z Rzeszowa
U pokrzywdzonego we wrześniu 2017 roku wykryto guza nerki. Mężczyzna był już zapisany na operację wycięcia nerki w Rzeszowie, ale zmienił plany. Polecono mu, by skontaktował się z urologiem z Lublina - 66-letnim obecnie Krzysztofem B. Ten potwierdził diagnozę i zaproponował, że to on przeprowadzi operację w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 przy ul. Jaczewskiego w Lublinie.
Operacja "niepowikłana"
Operacja została przeprowadzona w październiku 2017 roku. Udała się, określono ją jako "niepowikłaną", choć po wszystkim u pacjenta gorączka utrzymywała się dłużej, niż zazwyczaj w takich przypadkach. Medycy stwierdzili jednak, że takie sytuacje mogą występować po tego typu zabiegach. Po dziesięciu dniach pacjent został wypisany ze szpitala w stanie dobrym.
Szokujące badanie - w ciele pacjenta jest chusta
Wrócił do pracy, ale cały czas doskwierał mu ból w okolicy lędźwiowej. W końcu, po pięciu miesiącach od operacji w Lublinie, zgłosił się więc na badania w Rzeszowie. Lekarze dokonali szokującego odkrycia. W miejscu wyciętej nerki znajdowało się dużych rozmiarów ciało obce, a obok niego ropień o średnicy 10 cm. Doszło do stanu zapalnego śledziony.
CZYTAJ TAKŻE: Lekarz z Lublina odesłał pacjenta z SOR-u, dzień później mężczyzna zmarł. Sąd wydał wyrok
Niezwłocznie przeprowadzono operację, tym razem w Rzeszowie. Jej przebieg nagrano na kamerze. Medycy z jamy brzusznej pokrzywdzonego wyciągnęli chustę chirurgiczną. I to sporych rozmiarów, każdy z jej boków miał około 40 cm długości. Według biegłych mężczyzna został narażony nawet na utratę życia, choć na szczęście doszło w tym przypadku "tylko" do średniego uszczerbku na zdrowiu pacjenta.
Oskarżeni lekarz i pielęgniarka
Sprawą zajęli się śledczy. W efekcie zarzuty usłyszał lekarz Krzysztof B. oraz 36-letnia Aleksandra Z., pielęgniarka instrumentariuszka, która brała udział w operacji pokrzywdzonego. To oni byli wówczas odpowiedzialni za sprawdzenie, czy w ciele pacjenta nie pozostawiono żadnych przedmiotów. Prokuratura oskarża dwójkę medyków o narażenie człowieka na niebezpieczeństwo i spowodowanie u niego średniego uszczerbku na zdrowiu. Grozi im za to do pięciu lat pozbawienia wolności.
Krzysztof B. nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Argumentował, że w SPSK nr 4 używano chust o nieco większych rozmiarach, niż ta, którą wyciągnięto z jamy brzusznej jego byłego pacjenta. Poza tym kwestionował także nagranie wideo z operacji - twierdził, że widać na nim tylko fragment ciała pacjenta, więc nie wiadomo, czy to jego były pacjent. Wskazywał także, że na nagraniu nie zgadza się data.
Aleksandra Z. nie przyznała się do zarzucanego jej czynu i odmówiła składania wyjaśnień.
Śledczy i biegli kontra medycy
Śledczy dowodzą, że chusta przebywała przez pięć miesięcy w płynach biologicznych w jamie brzusznej pokrzywdzonego, więc jej rozmiary mogły ulec zmianom względem nowej, suchej i rozciągniętej chusty, na rozmiary której powołuje się oskarżony.
W przypadku nagrania kamery, biegli ustalili, że data się nie zgadza, bo jest ona każdorazowo resetowana po wyczerpaniu się baterii urządzenia. W tym przypadku, jak wskazują, medycy po prostu nie zaktualizowali daty na kamerze.
Nie było żadnych zabiegów
Jak ustalili śledczy w Narodowym Funduszu Zdrowia, pokrzywdzony nie był poddawany żadnym zabiegom medycznym pomiędzy operacjami w SPSK 4 w Lublinie i w Rzeszowie, gdzie wyciągnięto mu chustę z jamy brzusznej.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.