Oskarżony zakrywał twarz przed fotoreporterem
Do Sądu Okręgowego w Lublinie, który rozstrzyga sprawę, Oskar K. został doprowadzony przez policjantów. Od stycznia przebywa bowiem w areszcie. Był skuty w kajdanki, pilnowało go dwóch mundurowych. Gdy zmierzał przez sądowy korytarz do sali rozpraw, zakrywał twarz dłońmi - próbował ukryć swoje oblicze przed fotoreporterem.
Prokurator: Dwa razy przejechał po człowieku
Śledczy ustalili, że Oskar K. siedząc za kierownicą swojego seata altea uderzył autem 34-letniego mieszkańca Dęblina w prawy bok, wskutek czego ten przewrócił się na podłoże, a potem dwa razy po nim przejechał, najpierw jadąc do przodu, a następnie cofając. Zaraz po tym makabrycznym zdarzeniu Oskar K. miał jakby nigdy nic odjechać z miejsca zdarzenia.
Dramat rozegrał się w nocy z 2 na 3 stycznia br. na ul. Podchorążych w Dęblinie. To nieoświetlona droga osiedlowa. Gdy na miejscu zjawili się zawiadomieni o zdarzeniu policjanci, pomocy medycznej pokrzywdzonemu 34-letniemu mężczyźnie udzielali już ratownicy medyczni. Doznał on poważnych obrażeń ciała i trafił do szpitala. Miał połamane nogi, m.in. na wysokości bioder.
- Jak przekazali lekarze, pokrzywdzony 34-latek przeżył tylko dlatego, że została mu niezwłocznie udzielona pomoc medyczna - informował w styczniu asp. Łukasz Filipek z Komendy Powiatowej Policji w Rykach.
Nie przyznaje się
Oskar K., na co dzień mieszkaniec Włodawy, został złapany następnego dnia w Dęblinie. Prokurator postawił mu. zarzut usiłowania zabójstwa. Szokujące jest ustalenie śledczych - powodem ataku 27-latka miał być nieuregulowany dług w wysokości... 50 zł.
Podejrzany nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu. Śledczym powiedział, że w przeszłości byli z pokrzywdzonym dobrymi kolegami, ale teraz nie chce mieć z nim nic wspólnego.
W czwartek w sądzie potwierdził, że nie przyznaje się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Dlatego podczas rozprawy odczytano to, co powiedział śledczym w czasie przesłuchań.
Oskarżony: Pokrzywdzony sam rzucił się pod seata
Oskar K. twierdził wtedy, że przyjechał do znajomego w odwiedziny, by sprawdzić, jak powodzi się koledze. Przekonywał, że martwił się o 34-latka, chciał pomóc mu w znalezieniu pracy, nieraz dawał mu "na chleb".
Jego wersja wydarzeń jest inna od ustaleń prokuratora. Oskarżony miał wyjść z bloku pokrzywdzonego i wsiąść do auta, po czym 34-latek miał wybiec za Oskarem K. Według niego, 34-latek był wtedy pod wpływem narkotyków. Wówczas miało dojść do niecodziennej sytuacji - gdy oskarżony wyjeżdżał spod bloku, pokrzywdzony miał umyślnie rzucić się pod koła seata.
"Wszedł mi jakoś pod samochód" - zeznał Oskar K., przy czym twierdził, że próbował wyminąć kolegę.
Przyznał, że przejechał po 34-latku, ale tylko raz. Dowodził, że odjechał na krótki dystans, usłyszał krzyk, zatrzymał się i zobaczył siedzącego na ziemi pokrzywdzonego, który trzymał się za udo.
Brak udzielenia pomocy przejechanemu koledze uzasadnił swoim stresem. "Nie mogłem myśleć racjonalnie" - stwierdził w rozmowie ze śledczymi. Zaznaczył, że bał się, iż przez to zdarzenie straci dziecko. Przyznał, że myślał o ucieczce za granicę. "Nie miałem powodu, by chcieć zabić. Nie byłbym w stanie zabić" - zastrzegł jednocześnie w czasie śledztwa.
Oskar K. był wcześniej karany za kradzieże. Za usiłowanie zabójstwa grozi mu od dziesięciu lat pozbawienia wolności do nawet dożywocia.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.