Więcej zakażeń a mniej obostrzeń
Liczba zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 jest obecnie znacznie większa, niż w pierwszych tygodniach pandemii w Polsce. Wówczas jednak władze państwa wprowadzały restrykcyjne obostrzenia, m.in. zakaz wychodzenia z domu oprócz pewnych wyjątków czy zawieszenie stacjonarnej pracy szkół. Obecnie, pomimo wielokrotnie szerszego rozprzestrzenienia się koronawirusa w kraju, wiele sfer życia społecznego funkcjonuje normalnie. M.in. od 1 września uczniowie wrócili do szkół, choć z pewnymi obostrzeniami, np. w określonych sytuacjach uczniowie i personel szkół muszą mieć zakryte usta i nos.
- Klasyczny zarzut jest w obrębie oświaty: jak było mniej zakażeń to szkoły pozamykali, jak jest ich więcej to szkoły pootwierali. Wytłumaczenie jest bardzo proste: na starcie w marcu wszyscy uczyli się obecności koronawirusa. Pewna nadwrażliwość była wskazana dlatego, że jakikolwiek błąd zaniechania mógł nas postawić w sytuacji Włochów. Lepiej było więc zastosować nadprogramowe ograniczenia, niż później żałować, że czegoś nie zrobiliśmy. Było za mało wiedzy, nawet na poziomie Światowej Organizacji Zdrowia - wyjaśniał na piątkowej konferencji prasowej Lech Sprawka, wojewoda lubelski, na której informował o założeniach jesiennej walki z pandemią koronawirusa w Polsce. - Niektórzy stawiają zarzut Łukaszowi Szumowskiemu (byłemu ministrowi zdrowia - przyp. red.), że najpierw mówił, iż maseczki wręcz szkodzą, a później nagle stał się największym miłośnikiem maseczek. A to WHO najpierw było przeciwne maseczkom, potem zmieniło zdanie. Autorytety wydające rekomendacje w imieniu WHO wydają się większe niż minister Szumowski. Skoro tamte autorytety potrafiły zmienić zdanie, to warto też dać takie prawo ministrowi - dodał.
W szkołach dochodziło do rękoczynów
O sprawie przestrzegania nowych zasad w szkołach dyskutowano też choćby podczas ostatniej (3 września) sesji Rady Miasta Lublin.
- Lubelskie szkoły są wyposażone w środki ochrony osobistej, ale bez współpracy z rodzicami to nie wystarczy. Faktem jest, że 90 proc. rodziców podchodzi do problemów związanych z pandemią niezwykle odpowiedzialnie, podobnie jak rady rodziców, które wykładają na zabezpieczenia konkretne pieniądze. Ale są rodzice, którzy próbują wejść do szkoły, mówią, że to wszystko to "koronaściema", a "konstytucja pozwala mi nie nosić maseczki". W niektórych szkołach, z tego co mi wiadomo, dochodzi przez to wręcz do rękoczynów - opowiadał Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina ds. oświaty i wychowania.
Wojewoda lubelski apeluje do rodziców uczniów, którzy są negatywnie nastawieni do obowiązku noszenia maseczek, o zrozumienie i pójście na kompromis.
- Musimy nauczyć się funkcjonowania w tych warunkach, bo w przeciwnym wypadku zablokujemy się na amen. Nie możemy się bać koronawirusa, ale trzeba być ostrożnym. Są tacy, którzy uważają, że pandemia to ściema i w ślad za tym żądają szkoły w tradycyjnej formule, żadnych maseczek i pełnej wolności. Ja im mówię, że na drugim biegunie jest druga grupa rodziców, która myśli odwrotnie: jest przerażona tym, że dziecko może się zakazić. Spróbujmy pogodzić racje. Otwieramy wam szkołę, ale uwzględnijcie obawy innych rodziców, załóżcie maseczki w przestrzeni wspólnej. Zróbcie to w geście solidarności z grupą myślących inaczej od was - opisuje swój punkt widzenia Lech Sprawka.
"Niech taki rodzic organizuje nauczanie domowe"
Podczas spotkania z dziennikarzami przedstawiciel Rządu RP w woj. lubelskim zwrócił uwagę, że pojawiają się już oświadczenia rodziców uczniów, którzy nie zgadzają się na noszenie maseczek przez ich dzieci na korytarzach szkół.
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus: trzy osoby z Lublina i trzy z powiatu wśród zakażonych. W kraju ponad czterysta nowych przypadków
- Dezynfekcja rąk? "Nie". Mycie rąk? "Nie". Szczepienia? "Nie". Maseczka? "Nie". Bo "to wszystko ściema". Niech taki rodzic organizuje nauczanie domowe. Dochodzimy do paranoi - mówił już wyraźnie rozemocjonowany Lech Sprawka. - Na tej zasadzie odpowiedziałem jednemu z rodziców: bardzo nie lubię jeździć prawą stroną jezdni i strasznie chciałbym jeździć lewą, ale umówiliśmy się w naszym państwie, że jeździmy prawą stroną. I ja szanuję wolę większości, jeżdżąc prawą stroną, chociaż mi się to bardzo nie podoba. Litości! Nie może jednostka wywrócić całości funkcjonowania np. szkoły. To jest jakiś obłęd, absurd. Kompletna niewrażliwość na innego człowieka. A często te osoby trąbią o swojej wrażliwości na innych, równości. W praktyce postępują dokładnie odwrotnie. Są brutalni w forsowaniu swojego zdania. "Liczę się tylko ja i mój pogląd" - obrazował.
Wzory od prawników i radykalne zwroty sceptyków
To nie wszystko. Jak twierdzi wojewoda, dochodzi już do sytuacji, w których prawnicy przygotowują rodzicom wzory oświadczeń, w których ci nie zgadzają się na zakładanie maseczki przez ich dzieci i na wypełnianie innych szkolnych obowiązków związanych z przeciwdziałaniem pandemii koronawirusa.
- Informację o tym jeden z internautów skomentował tak: "Czekam na moment, kiedy to dziecko się zakazi i ten sam prawnik będzie pisał pozew przeciwko szkole, że to szkoła jest winna temu, że dziecko się zakaziło". I tak będzie - jest przekonany Lech Sprawka. - Rozmawiałem kiedyś o tym z Marią Korniszuk (szefową wojewódzkiego lubelskiego sanepidu - przyp. red.), ona ma kontakt z osobami, uważającymi, że "to jedna wielka ściema". W momencie, kiedy ich to dotknie, radykalnie zmienia się ich podejście do sprawy. Oni są wtedy najbardziej kłopotliwi. Wydzwaniają, wypytują, są autentycznie przerażeni - opowiadał wojewoda.
Antyszczepionkowcy
By zobrazować rozbieżności w poglądach osób posyłających swoje dzieci do placówek oświatowych, wojewoda wspomniał przy okazji o przeciwnikach szczepień, czyli tzw. antyszczepionkowcach.
- W niektórych samorządach w uchwałach pojawiło się jako kryterium przyjęcia dziecka do żłobka lub przedszkola zastosowanie odpowiednich szczepień. Część rodziców nie zgadza się na to, żeby w grupie funkcjonowało dziecko niezaszczepione. Bo może zarazić odrą, ospą czy inną chorobą. To jest ten sam problem. Definicja wolności kojarzy się niektórym z całkowitą swawolą. Co jest bzdurą. Wolność kończy się w momencie, kiedy nasze zachowanie negatywnie oddziałuje na drugiego człowieka. Oni muszą to zrozumieć - przekonywał Lech Sprawka.
Wojewoda kontra burmistrz
Podczas piątkowej konferencji prasowej oberwało się też burmistrzowi Kazimierza Dolnego, Arturowi Pomianowskiemu. W marcu br. doszło bowiem do spięcia między wojewodą a burmistrzem, bo to właśnie w tym nadwiślańskim miasteczku był wyznaczony jeden z pensjonatów, jako ośrodek kwarantanny dla osób potencjalnie zakażonych koronawirusem.
- Burmistrz razem z radnymi domagali się ode mnie cofnięcia decyzji, argumentując, że Kazimierz Dolny straci walory turystyczne z tego powodu. W trakcie bardzo ostrej polemiki mówiłem burmistrzowi: "a co będzie, jeśli mieszkańcy Kazimierza będą w kwarantannie i będziemy chcieli ich wywieźć do innego miasta, a w tym mieście powiedzą, że ich nie chcą?". Los sprawił, że burmistrz jest w szpitalu (z powodu zakażenia koronawirusem - przyp. red.) i jego zastępca też jest zakażony. Zwróćcie uwagę na czwartkowe wypowiedzi burmistrza, jego stosunek do pandemii się troszeczkę zmienił... Nie warto było tak od razu, gdy był problem z ośrodkiem kwarantanny? - wytknął Lech Sprawka.