reklama
reklama

Kto chce „zaorać CSK”? Pracownicy instytucji mówią o absurdach

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z LublinaNa sali operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie dziś i jutro (22 i 23 września) premierowo wystawiona zostanie „Tosca” Pucciniego. Na polecenie dyrektor Kamili Lendzion drzwi instytucji są strzeżone przez zewnętrzną firmę ochroniarską, która nie wpuszcza pracowników CSK na salę operową.
reklama

8 września pracownicy Centrum Spotkania Kultur wysłali pismo do marszałka województwa lubelskiego z prośbą o spotkanie. Związkowcy nie doczekali się jednak żadnej odpowiedzi na złożony dokument. W związku z tym podjęli kolejne działania.

- Napisaliśmy do premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, a także wszystkich innych konstytucyjnych ministrów rządów. Poinformowaliśmy również posłów ziemi lubelskiej - mówi Jacek Piasecki, przewodniczący Związku Pracowników CSK Kultura.

Pracownicy instytucji są ciągle zaniepokojeni i jak podkreślają, mają podstawy twierdzić, że jest to powolne rolowanie Centrum Spotkania Kultur. - Obawiamy się o nasze miejsca pracy i o CSK w tej postaci, w jakiej istniejemy i tej przestrzeni, w której funkcjonujemy. Nasze działania nie są bojkotem przeciwko przedstawieniu „Tosca”. Wręcz przeciwnie, dokładamy wszelkiej staranności, aby ten spektakl się udał i nasi widzowie mieli nowe, dobre doznania – dodaje Piasecki.

Taśma Lendzion

Jak podkreślają związkowcy, obawy o to, że CSK może zostać zastąpione Operą Lubelską zaczęły się już w kwietniu, gdy ujawniono tzw. taśmy Lendzion. - Tam padło wprost, że przestaniemy istnieć jako CSK, a Kamila Lendzion zapowiadała, że zostanie dyrektorem (opery i Filharmonii Lubelskiej – przyp.red.). Wtedy 75 pracowników zostałoby zwolnionych. Cały czas w prokuraturze jest ta sprawa z powództwa naszego związku. Czekamy na zbadanie tej sprawy i sprawdzenie czy zaistniało podejrzenie powoływania się na wpływy – dodaje Jacek Kosacki.

W rozmowie ze związkowcami w kwietniu Kamila Lendzion, dyrektor Opery Lubelskiej mówiła, że „przestaje istnieć Centrum Spotkania Kultur, zostaje Orkiestra Filharmonii. Mamy dwie orkiestry: Orkiestra Filharmonii i Orkiestra Teatru Muzycznego w Lublinie. Powstanie z nich jedna instytucja. Kierować tą instytucją mam ja”.

- Kolejnym takim wydarzeniem była sesja majowa, w której marszałek wycofał się z fuzji. Obawiamy się, że CSK będzie się zwijało. Dowodem na to jest aneks, który dostała nasza pani dyrektor (Katarzyna Sienkiewicz – przyp.red.), który powoduje, że nasza instytucja przestanie de facto istnieć i nie będziemy mogli realizować naszego programu. Gdy się z nim zapoznaliśmy poprosiliśmy naszą dyrekcję żeby go nie podpisywała. Nasza prośba została spełniona. Byłoby to całkowite zaoranie CSK – dodaje Piasecki.

Wotum nieufności

Związkowcy są zgodni co do tego, że taka rozmowa nie powinna toczyć się za pośrednictwem mediów, a przy jednym stole. - Prosiliśmy marszałka Bałabana o spotkanie. Do tej pory odbyło się jedno, w kwietniu, i dowiedzieliśmy się na nim, że marszałek nie zna programu, który przedstawiamy w naszych rocznych i półrocznych sprawozdaniach. Urząd doskonale wie, co się dzieje i nasza działalność jest znana w departamencie kultury – podkreśla Jacek Piasecki.

W piśmie do marszałka pracownicy powołują się na wiarygodne źródło w urzędzie. Jak mówią, jest ono na tyle wiarygodne, że podejmują kolejne działania. Nie zdradzają jednak z jakiego departamentu jest to osoba.

Związkowcy mówią, że podpisali umowę o współpracy z Kamilą Lendzion, lecz jak na razie ta współpraca „trzeszczy”. - Nie możemy się doprosić niczego, ani harmonogramów, raiderów. Mimo to zrezygnowaliśmy z naszych programowych działań, aby lubelska publiczność mogła tę operę zobaczyć. Dajemy nasz sprzęt i najlepszych ludzi – podkreśla Piasecki.

Co ciekawe, obie te instytucje mają podpisaną umowę z jedną firmą ochroniarską. Mimo to, za publiczne pieniądze została zamówiona kolejna firma ochroniarska, która chroni cały budynek CSK, 24 h na dobę.

- Nie wiem po co zamknięty budynek jest podwójnie chroniony całą dobę. Odbieramy to jako wotum nieufności wobec nas, pracowników. Nie rozumiemy tego. Żaden z pracowników CSK nie wybiera się tam w nocy. Cały budynek i sala operowa jest monitorowana, więc chyba tutaj ktoś mierzy swoją miarą. Nasi pracownicy, którzy chcieli wejść na salę operową zostali wyproszeni przez firmę ochroniarską, nie mogli wykonywać swojej pracy. To jest przedziwne. Drugą firmę ochroniarską zapewniła instytucja realizująca Toscę. Okazuje się jednak, że bez naszych pracowników próby nie mogłyby się odbyć, więc kilku zostało wpuszczonych – dodaje Piasecki.

Związkowcy nie umieją jednak powiedzieć czy monitoring jest zamontowany tylko na czas Tosci, czy zostanie z nimi na dłużej. Mają jednak nadzieję, że po premierze kamery zostaną zdemontowane. - Salę wynajmujemy do 23 września do północy, więc mamy nadzieję, że ta firma potem zniknie. Mamy również nadzieję, że nasi pracownicy techniczni zostaną w niedzielę wpuszczeni na salę operową, bo publiczność nie mogłaby brać udziału w wydarzeniach – dodaje.

Marszałek na świeczniku

Pracowników niepokoi również fakt, że na plakatach Tosci nie ma informacji, że przedstawienie odbędzie się na sali operowej CSK, a jedynie, że przy placu Teatralnym 1. - Przypominam, że sala operowa nadal mieści się w CSK, a ta nazwa została pominięta. Gdy wejdziemy na profil marszałka Bartłomieja Bałabana na Facebooku, zobaczymy post dotyczący tego, że przedstawienie będzie się odbywać. Na początku post zawierał informację o tym, że spektakl będzie w sali operowej CSK, lecz po kilkudziesięciu minutach ta informacja znikła - dodaje Dominika Jarosz, przedstawiciel związku CSK Solidarność.

Związkowcy zaznaczają, że mimo publicznych zapewnień, że nie będzie likwidacji i łączenia instytucji działania, które są podejmowane temu przeczą. - Stąd nasze pisma i prośby o rozmowy z Urzędem Marszałkowskim. Na to czekamy – dodaje Dominika Jarosz.

Jacek Piasecki pokazuje nam również zaproszenie na premierę Tosci. Nie ma na niej logotypu CSK mimo podpisanej umowy o współpracy, jak i loga Urzędu Marszałkowskiego, pod który podlega instytucja. - Już jeden pan dyrektor wyleciał za to, że nie ma logotypu. Pokazuję tylko tego przykład. To jest na razie nasza łagodna forma protestowania. Jeśli trzeba będzie, będziemy podejmować bardziej radykalne kroki – dodaje Piasecki.

Co na to urząd?

- Dostaliśmy pismo, które stawia na baczność marszałka Bałabana. Na to pismo przygotowujemy odpowiedź. Nie jest to fajne, że w dalszym ciągu zaogniamy sytuację, która jest naszym zdaniem sztucznie pompowana. Media nie są od tego, aby prać jakieś brudy między CSK, a urzędem. Będę przekonywał marszałka Bałabana, żeby w końcu do tego spotkania doszło. Chcemy wyciszyć sprawę, bo to nie służy nikomu – tłumaczy Remigiusz Małecki, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie.

Związkowcy o spotkanie z marszałkiem proszą od maja. - Marszałkiem, który powinien się tym tematem zająć jest marszałek Bałaban. Będę go przekonywał żeby do tego spotkania doszło, jak najszybciej – zapewnia Małecki.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama