Informację we wtorek przed południem przekazało RMF FM. Łukasz Mejza został zatrzymany w samochodzie marki BMW na drodze ekspresowej S3, kiedy pędził 200 km/h. Policjanci mieli zaproponować mu mandat w wysokości 2500 złotych, ale ten odmówił. Zasłaniał się immunitetem.
Z medialnych doniesień wynika, że w przypadku odmowy mandatu policjanci muszą przygotować wniosek o ukrananie posła, a sprawa trafi do Sejmu. Tam odbędzie się głosowanie na temat uchylenia mu immunitetu.
Mejza postanowił odnieść się do całej sytuacji w oświadczeniu, które przekazał Radiu ZET. "Źle się zachowałem i nie mam zamiaru pieprzyć głupot, bo nic tego nie tłumaczy. Przepraszam" - napisał. Dalej polityk przyznał, że sam będzie dążył do zapłacenia mandatu i wyjaśnił powody, dlaczego go nie przyjął.
"Taka sytuacja nie powtórzy się więcej. A wszystkim komentującym, w przypływie emocjonalnej ekstazy, cymbałom z Platformy, przypominam, że jechałem na S3, a nie w terenie zabudowanym, jak Donald Tusk w swoim barbarzyńskim rajdzie, po którym stracił prawo jazdy. Mandatu nie przyjąłem tylko dlatego, że spieszyłem się na lotnisko i czas potrzebny na jego wypisanie sprawiłby, że na pewno bym się spóźnił na samolot (ostatecznie i tak się spóźniłem). Jeśli będzie taka możliwość prawna, to ureguluję ten mandat od razu, a jak nie to, oczywiście, natychmiast, zrzeknę się immunitetu i poniosę pełną odpowiedzialność, bo jestem charakternym gościem, a nie jakimś Grodzkim, który będzie się chował za immunitetem. Jeszcze raz przepraszam" - dodał Mejza.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.