Po meczach w Lublinie wynik serii wskazywał 1-1 i na kolejne dwie potyczki zespoły przeniosły się do Warszawy. Tam Start wygrał przy okazji dwóch poprzednich wizyt w rozgrywkach ligowych, więc podopieczni Wojciecha Kamińskiego mogli liczyć na podtrzymanie pozytywnej serii.
Zaczęło się jednak od prowadzenia Legii, która wyglądała na bardzo zdeterminowaną i skoncentrowaną. Zawodnicy z Warszawy zyskali przewagę dwóch posiadać, którą z czasem udało się zniwelować. Start zaliczył świetną serię od stanu 9:13, by wyjść na prowadzenie 15:13. Jeszcze chwilę później udało się znów prowadzić dwoma "oczkami", ale końcówka kwarty była lepsza w wykonaniu miejscowych. Finalnie to oni prowadzili 29:27. W drugiej odsłonie również nie zabrakło emocji, ale na początku to Legia zyskała sześć punktów przewagi. Lublinianie trafili jednak ważne "trójki", które nie tylko pozwoliły zniwelować stratę, ale również wyjść na prowadzenie. Później dobry moment zaprowadził aż do pięciu "oczek" przewagi. Gospodarze też miewali swoje momenty i zdołali wyrównać, a potem odzyskać przewagę. Świetną akcją 2+1 popisał się jednak Filip Put, a następnie zaliczył ważną interwencję w obronie. Zresztą już do przerwy miał na koncie 12 punktów, czym wyrównał swój rekord sezonu. To dzięki niemu i trafionej akcji spod kosza autorstwa Courtneya Rameya czerwono-czarni prowadzili 56:52.
Po zmianie stron tempo spotkania nie spadło, ale oba zespoły miały wyraźny problem z kończeniem akcji. Było sporo strat i niedokładności, ale to Start utrzymywał się na prowadzeniu. Dopiero na minutę przed końcem Legia zdołała zbliżyć się do lublinian na jeden punkt. Na szczęście napór udało się przetrwać i przed ostatnią odsłoną "Startowcy" prowadzili 73:69. Zapowiadały się więc ogromne emocje w ostatniej kwarcie.
Przed pierwsze 2,5 minuty Startowi udało się zwiększyć prowadzenie do sześciu punktów, a ozdobą tego fragmentu był rzut zza łuku autorstwa CJ-a Williamsa, który grał świetne zawody. Przerwa na żądanie przyniosła jednak poprawę gry miejscowych, która już na 5:48 do końca wyszła na prowadzenie 80:79 po kapitalnym momencie Kamerona McGusty'ego. Tym razem o czas poprosił trener Kamiński, ale po przerwie jego zawodnicy wcale nie poprawili gry. Co więcej, zaczęli przegrywać czterema punktami. Po serii zmarnowanych akcji dla lublinian wreszcie trafił Manu Lecomte, a następnie to warszawianie złapali zadyszkę i udało się doprowadzić do remisu. Niestety chwilę później niesportowy faul na koncie zapisał właśnie Lecomte i miejscowi znów prowadzili. Dołożyli też rzut zza łuku i mieli pięć "oczek" przewagi. Po czasie dla trenera lublinian nie udało się zdobyć kolejnych punktów i właściwie spotkanie było już rozstrzygnięte. Rzuty wolne wywalczył jeszcze McGusty i to Legia wygrała 90:86. W serii prowadzi więc 2-1.
Kolejne spotkanie zaplanowano na poniedziałek 16 czerwca o 20:00, a dwa dni później zmagania przeniosą się do hali Globus. 18 czerwca mecz w Lublinie rozpocznie się o 20:30. Złoto zdobędzie zespół, który jako pierwszy wygra cztery starcia.
Legia Warszawa - PGE Start Lublin 90:86 (29:27, 23:29, 17:17, 21:13)
Legia: McGusty 22, Pluta 20, Silins 11, Vucic 11, Kolenda 9, Radanov 7, Sykes 6, Grudziński 2, Onu 2.
Start: Williams 20, Lecomte 18, De Lattibeaudiere 12, Put 12, Drame 10, Ramey 5, Krasuski 4, Pelczar 3, Brown 2.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.