Zacząć trzeba od starannego przygotowania drożdży. Jeśli je dobrze traktujemy, okazuje się, że są najlepszym przyjacielem człowieka. Bierzemy więc 50 ml wody, łyżeczkę mąki, pół łyżeczki cukru i 7 gramów (łyżeczkę) suszonych drożdży albo dwa razy tyle świeżych. Ciasto będzie długo wyrastać, więc nie musi ich być za wiele. Odstawiamy na kwadrans.
500 gramów mąki pszenicznej 450
łyżka cukru
łyżeczka soli
łyżeczka proszku do pieczenia
200 gramów wody
50 gramów mleka
łyżeczka octu
łyżka oleju
łyżka oleju do smarowania
Przesiewamy (to ważne!) pół kilograma mąki, do tego łyżeczka soli i łyżka cukru. Oddzielnie mieszamy wszystko, co mokre: 150 gramów wody, 50 mililitrów mleka, łyżkę oleju albo oliwy i łyżkę octu. Chińczycy dają ryżowy, ale jak nie mamy, to jabłkowy też będzie zupełnie w porządku. Mieszamy suche z mokrym oraz nasz zaczyn drożdżowy i wyrabiamy na gładkie, jednolite ciasto. Z powodzeniem można użyć do tego robota kuchennego z hakiem. Aż odejdzie od rąk albo ścian miski. Odstawiamy w dość ciepłe miejsce na dwie i pół godziny. Latem nie ma problemu, zimą może być to piekarnik nagrzany do 25-30 stopni: pamiętamy, że w 40 stopniach drożdże bezpowrotnie giną.
Ciasto powinno co najmniej podwoić swoją objętość. Dodajemy do niego łyżeczkę proszku do pieczenia i jeszcze raz przez chwilę wyrabiamy. Wykładamy na stolnicę i rozwałkowujemy na grubość ok. pół centymetra. Wycinamy z niego okrągłe placki wielkości takiej, jak na pierogi. Z podanej proporcji wychodzi około 15 sztuk. Każdy lekko smarujemy olejem i składamy luźno na pół: chcemy, żeby miały kształt łódeczki, ale się nie posklejały. Przykrywamy ścierką i odstawiamy na 20 minut.
Teraz kluczowy moment: gotowanie. Parowanie jest najzdrowszym sposobem obróbki cieplnej i dotyczy to również pieczywa. Nie trzeba do tej roboty specjalnych urządzeń: starczy gaza albo ścierka dowiązana do uszu garnka, albo durszlaka. Ja od dłuższego czasu używam zestawu bambusowych sitek łatwo dostępnych w internecie. Polecam.
Na dno garnka wlewamy wodę, zagotowujemy i na ściereczce układamy nasze bułeczki. Niezbyt ciasno, bo trochę urosną. Przykrywamy. Parujemy około 7-8 minut - najpewniej jednak pierwszego po prostu sprawdzić.
Podawać można praktycznie ze wszystkim. Klasyczna azjatycka wersja zawiera boczek gotowany długo w esencjonalnym sosie sojowym z imbirem, chilli, czosnkiem i kolendrą oraz chrupiące świeże warzywa, ale tak naprawdę to zostaje mnóstwo miejsca dla waszej kreatywności. Może to być farsz z grzybami leśnymi albo azjatyckimi, może być jakaś pasta warzywna. Najprościej postawić na stole kilka miseczek z dodatkami i każdy niech sobie komponuje. W tajemnicy Wam powiem, że jak jakaś bułeczka zostanie, to na koniec można ją zjeść z dżemem.
Bezwzględnie najlepsze są na świeżo, ale jeśli zamkniemy je w pudełko i schowamy do lodówki, to rano można odgrzać je na parze.
Zbigniew Smółko
Więcej przepisów znajdziesz ( TUTAJ)
Zobacz również: Przepisy Czytelników
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.