reklama
reklama

Boczek po japońsku - można nawet na Wielkanoc...

Opublikowano:
Autor:

Boczek po japońsku - można nawet na Wielkanoc... - Zdjęcie główne

z archiwum Wspólnoty

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kulinaria- wyższa szkoła gotowania na gazie Zakochałem się od pierwszego kęsa. Niezwykle aromatyczny, delikatny, świetnie pasujący jako główne danie obiadu, jak i wędlina do kanapek. A roboty tyle, co nic.
reklama

Japońska kuchnia jest jedną z najciekawszych, z jakimi się zetknąłem. Ma też jedną wadę: z reguły jest trudna. Pal sześć, że w warunkach podlaskich czasem trudno o składniki, z tym problem coraz mniejszy, listonosz przyniesie na próg. Czasem zniechęca stosunkowo duże skomplikowanie receptur, ich duża czasochłonność i precyzyjność wykonania. Wyjątkiem jest boczek Chashu (czyt. chaszu). Rzecz prosta, niezawodna, ale też robiąca ogromne wrażenie na biesiadnikach, którzy próbują jej pierwszy raz. A jak się spodoba, to nawet na wielkanocny stół można położyć.

Składniki:
kilogram boczku ze skórą
Zalewa:
300 mililitrów ciemnego sosu sojowego
150 mililitrów mirinu albo białego wytrawnego wina z łyżką cukru
450 mililitrów wody
posiekany kawałek imbiru i kawałek pora
owoce: może być mango, kwaśne jabłko, śliwki - do smaku

Zaczynamy od wybrania kawałka wieprzowiny. Boczek musi być zupełnie bez kości i chrząstek, za to ze skórą. Nie musi być bardzo chudy, tłustości nie będzie wcale czuć. Wybierzmy taki około kilograma.
Zwijamy mięso w ciasny rulon skórą do wierzchu i związujemy go mocno sznurkiem kucharskim, dokładnie tak, jak szynki do wędzenia. 
Przygotowujemy zalewę. Najpierw szklanka ciemnego sosu sojowego (sos sojowy jest zawsze ciemny, różnica polega na tym, że tzw. jasny jest lżejszy i bardziej słony, a ciemny jest cięższy i ma dodatkowo nutę słodko-karmelową). Potem pół szklanki mirinu. To jest takie japońskie wino, którego się w zasadzie nie pije, tylko używa do gotowania. To nim m.in. pachnie ryż w sushi. Jeśli nie mamy mirinu, spróbujmy go zastąpić białym wytrawnym winem z dodatkiem łyżeczki cukru albo miodu. Świetny efekt osiągnąłem kiedyś, dodając domową rozcieńczoną śliwowicę (nie spotkałem jeszcze dania kuchni polskiej albo jakiejkolwiek innej, gdzie dodanie kieliszka śliwowicy by zaszkodziło...). Do tego półtorej szklanki wody, trochę posiekanego imbiru i pora oraz coś, co doda trochę kwaśności i słodyczy, najlepiej jakieś owoce: może kwaśne jabłko, może być mango, śliwki... Zagotowujemy.
I teraz to już z górki. Wkładamy mięso do zalewy i gotujemy przez powoli przez 3-4 godziny, w zależności od wielkości kawałka. Potem pozwalamy wystygnąć razem z zalewą i gotowe. 

Japończycy używają go najczęściej, pokrojonego w cieniutkie plasterki jako dodatek do ramenu (czyli ichniego bardzo esencjonalnego rosołu), ale tak naprawdę smakuje w każdej postaci. Tłustość tak przygotowanego boczku jest niemal niewyczuwalna. Ja najbardziej lubię na ciepło, kiedy rozpada się praktycznie przy dotknięciu palcami, na świeżej bułeczce można go po prostu rozsmarować widelcem. Podać go można zarówno z ziemniakami, jak i ryżem, świetnie pasuje do delikatnych pikli. Zbigniew Smółko

Więcej przepisów znajdziesz ( TUTAJ)

Zobacz również: Przepisy Czytelników

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama