W nocy z 10 na 11 września tymczasowo została zamknięta granica Polski z Białorusią. Głównym powodem były rozpoczynające się 12 września rosyjsko-białoruskie manewry wojskowe „Zapad 2025”. Decyzję o zamknięciu ogłoszono 9 września. W nocy z 9 na 10 września doszło do wielokrotnego naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez np. rosyjskie drony.
Wicemarszałek: "Rząd musi umieć przyznać się do błędu"
Do sytuacji przewoźników w związku z zamknięciem granicy odniesiono się na wtorkowej (23 września) konferencji prasowej pod Kancelarią Premiera RP w Warszawie. Jako pierwszy głos zabrał Krzysztof Bosak - poseł Konfederacji i wicemarszałek Sejmu RP.
- Będziemy za chwilę interweniować w sprawie ponad tysiąca ciężarówek uwięzionych przez polski rząd na Białorusi. Trudno w to uwierzyć, ale powtórzę to jeszcze raz. Polski rząd dokonał zamknięcia granicy w taki sposób, że ponad tysiąc ciężarówek zarejestrowanych w Polsce, jeżdżących dla przedsiębiorstw zarejestrowanych w Polsce, zostało zatrzymane na Białorusi bez możliwości wyjazdu - mówił Krzysztof Bosak - Krążą informacje, że rząd uważał, że przewoźnicy wyjadą sobie przez inne państwa, być może pracują tak słabo, że nie sprawdzili przez jakie państwa przewoźnicy mogą wyjechać i okazało się, że przez żadne. Natomiast sytuacja zamknięcia granicy dla ruchu kołowego, ruchu towarowego w żaden sposób w naszej ocenie, znanej nam w tej chwili, naszego bezpieczeństwa nie podnosi, nie zamyka tego ruchu. Ten ruch idzie i tak przez państwa bałtyckie, natomiast powoduje idące miliony straty u polskich przewoźników.
Zaznaczył, że jedna ciężarówka stojąca, nie pracująca, jedna naczepa wożąca towary to 350 euro strat dziennie. Jedna chłodnia stojąca to 1000 euro strat dziennie.
- Natomiast te straty, które grożą przedsiębiorcom są jeszcze większe. Dlatego, że Białoruś ma prawo, zgodnie ze swoim prawem nakładać kary za zbyt długi pobyt na swoim terytorium. Może nawet posunąć się do rekwirowania ciężarówek, co zdarzało się już w przeszłości. I to wszystko tylko dlatego, że rząd 10 września wprowadził zamknięcie granicy dając zaledwie dwa dni na opuszczenie Białorusi. Jeżeli minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński uważa, że dwa dni to wystarczająco dużo, żeby pokonać zaplanowaną trasę, rozładować auto i wrócić do kraju to bardzo proszę, żeby pokazał plan, który został przygotowany w ministerstwie zgodnie z którym każdy polski przewoźnik może tego dokonać. My się bardzo chętnie z planem ministra Kierwińskiego zapoznamy. Ale przypuszczamy, że taki plan nie istnieje - podkreślał Bosak.
Bosak dodał, że prawdopodobnie nie istniały też żadne konsultacje z branżą. W związku z tym oczekuje natychmiast skorygowania tych decyzji przez premiera.
- Rząd musi umieć przyznać się do błędu. Wyrządził szkodę, wyrządził krzywdę, postąpił głupio. Teraz jest czas na skorygowanie niemądrej decyzji. Trzeba otworzyć granice dla tych, którzy chcą wrócić do domu. Polska nie może być domem zamkniętym dla swoich własnych obywateli i złą macochą dla swoich własnych przedsiębiorców. Polska musi być matką, musi być bezpieczną przystanią dla tych, którzy chcą prowadzić biznes, dla tych, którzy chcą podróżować i wozić towary. Ten absurd natychmiast musi się skończyć - mowił Bosak.
Przedsiębiorcy tracą i kuriozalne słowa
Poseł Witold Tumanowicz spotkał niedawno się z wiceministrem MSWiA - Wiseławem Szczepańskim. Sam Tumanowcz jest posłem Konfederacji, wybranym z okręgu chełmskiego.
- Powiedział naprawdę bardzo, moim zdaniem, kuriozalne słowa. Po pierwsze, kluczy co do tematu liczby samochodów, które zostały zablokowane, które są tam właściwie jako zakładnicy. Mówił o 129 pojazdach i jeszcze powołał się na to, że taką informację powziął od samych transportowców (...). Zapytałem czy ministerstwo w ogóle ma jakiekolwiek informacje swoje własne? To kuriozalną odpowiedź otrzymałem: Panie pośle, czy pan myśli, że ja pójdę tam na granicę i będę liczył pojedynczo? Tak, właśnie tak. Tego wymagamy od ministerstwa, żeby wiedziało, ile polskich przedsiębiorców, ile samochodów, które należą do polskich przedsiębiorców, zostało wziętych jako zakładnicy po tamtej stronie granicy. Tylko i wyłącznie ze względu na nieodpowiedzialną decyzję właśnie ministerstwa. Tym bardziej, że ona faktycznie nie polepsza, nie powiększa naszego bezpieczeństwa - stwierdził Tumanowicz.
Zaznaczył, że w tym samym czasie ten transport już zaczyna być przenoszony przez kraje nadbałtyńskie, przez Litwę. Jego zdaniem tracą na tym polscy przedsiębiorcy. Dodał, że jeśli zamknięcie dla ruchu transportowego będzie kontynuowane przez 2-3 tygodnie, to będą musieli zwalniać pracowników, a być może nawet zamykać zakłady.
Mekler: "Gdzie w tym wszystkim była logika?"
Branżę transportową, Komitet Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu reprezentował Rafał Mekler - lider Klubu Konfederacji Lublin oraz pełnomocnik woj.lubelskiego Ruchu Narodowego.
- Ministerstwo absolutnie nie miało żadnych prawdziwych danych odnośnie realnych liczb odnoszących się do stanu faktycznego, ile tych pojazdów jest w tym momencie na Białorusi. Wydrukowałem taką listę. Lista jest do wglądu, tu są tylko polskie ciężarówki, polskie numery, naprawdę można to sprawdzić, tych pojazdów na ten moment zarejestrowanych jest 1039. I szacunki, które podają Białorusini, gdzie mówią o 1500 ciężarówek, mogą być prawdopodobne, z racji tego, że rejestracja w tym systemie granicznym, kolejkowym, wiąże się z opłatą. Część przewoźników na pewno podjęła decyzję, że nie chcą płacić, skoro nie wiedzą, czy wyjadą tym przejściem. Więc ta liczba 1500 jest liczbą najbardziej prawdopodobną - przekontywał Rafał Mekler.
Mekler przypomniał, że informacja o zamknięciu granicy na stronie MSWiA pojawiła się 9 września po południu.
- Było bardzo mało czasu dane przewoźnikom na to, żeby się przygotowali. I nawet ci, którzy byli fizycznie na granicy, nie mieli możliwości wrócić do Polski, bowiem 10 września była informacja, a 11 już o północy zamknięto granicę. Widzimy, że pierwsza ciężarówka, czyli tak jakby ostatnia, która nie wyjechała do Polski, zarejestrowała się na wyjazd na granicę do Polski o godzinie 12.00 11 września. Czyli mówi nam to, że ta ciężarówka nie była w stanie w 12 godzin przekroczyć tylko granicy, przejechać granicy. To gdzie w tym wszystkim była logika? Mówimy tu o przepływie informacji. Bo przecież chyba nikt nie oczekuje, że przedsiębiorcy siedzą i w ramach hobby codziennie czytają komunikaty MSWiA - mówił Mekler.
Mekler domaga się, żeby polskie ciężarówki wróciły z Białorusi. Jego zdaniem trzeba utworzyć zielony korytarz, sprowadzić polską własność.
- W historii nie odnajduję takiego precedensu, kiedy w sytuacji kryzysowej, gdzie ewakuuje się ludność, gdzie ewakuuje się, powiedzmy, jakieś państwo jest w kryzysie, ewakuuje się zawsze swój personel, swoich obywateli i sprzęt. Tutaj sprzęt z premedytacją, celowo, a może przez głupotę, zostawiono na Białorusi - uważa Mekler. - Zadajmy sobie wszyscy pytanie: czy tysiąc pojazdów wpłynie na zdolności logistyczne armii powiedzmy rosyjskiej czy białoruskiej? Czy wpłynie na to tyle nowoczesnych ciężarówek, które Łukaszenka (prezydent Białorusi - przyp.red) potencjalnie może zarekwirować? I w jaki sposób wpłynie na zdolności logistyczne tej armii? Domagamy się tego, żeby polskie ciężarówki wróciły.
Mekler przyznał, ze część z tych kierowców, która została za granicą, to Białorusini ale są to osoby, które od wielu lat pracują w polskich firmach.
- Wielu ma polskie pochodzenie. Na Białorusi żyje 300 tysięcy Polaków. Więc jeżeli mamy kierowcę z Grodzieńszczyzny to prawdopodobnie on jest Polakiem. Część kierowców, którzy mają, centrum swojego życia na Białorusi wróciło. Wiemy, że Polacy, którzy pracują sami na siebie, jeżdżą własnymi samochodami, niestety na Białorusi zostali - podsumował.
Sytuacja przewoźników i protest
Głos zabrał też Tomasz Borkowski - przedsiębiorca i przedstawiciel przewoźników.
- Mój kierowca i mój pojazd jest w tym momencie zakładnikiem tej sytuacji. Rząd nie jest w stanie mi powiedzieć, do kiedy i jak zostanie stamtąd ewakuowany. Twierdzono, że mogę wyjechać przez inne granice, co było wiadome od dwóch lat, że tego nie mogę uczynić. Zaskakuje mnie brak kompetencji w naszym rządzie. Po drugie, moi inni pracownicy nie są w stanie w tym momencie przyjechać do pracy i kolejne moje ciężarówki stoją u mnie na placu i nie mogą wyjechać w trasę, co generuje kolejne koszta, które też są ogromne. Zdajmy sobie z tego sprawę. Po trzecie, z Azji w tym momencie przez tą granicę nie przejeżdżają towary na kontenerach. W naszym regionie jest ogromny terminal kontenerowy Małaszewicze, przez który przejeżdżają tysiące kontenerów dziennie. W pierwszym półroczu to było 65 tysięcy kontenerów. My tak samo te kontenery rozwoziliśmy po Polsce i po całej Europie - mówił Tomasz Borkowski.
Przedsiębiorca zaznaczył, że jest z rejonu przygranicznego, który żył z granicy, z ruchu osobowego i towarowego.
- Naprawdę zostaliśmy w tym momencie odcięci. To jest region dość ubogi. Nie mamy dużego przemysłu i żyliśmy po prostu z ruchu, z tranzytu, z naszego położenia. A dzisiaj ostatnie nasze możliwości do prowadzenia biznesu zostały nam odebrane i najgorsze jest to, że nikt nie jest w stanie nam udzielić informacji. Jak mamy pracować? Co ja mam dzisiaj zadzwonić do klientów i powiedzieć, kiedy ten samochód wróci? Kiedy ja mogę wyjechać w trasę? Kiedy moi pracownicy wrócą do pracy? Nie jestem w stanie udzielić żadnej logicznej odpowiedzi - stwierdził.
Tym samy poinformował, że dają od dziś polskiemu rządowi ultimatum: 12 godzin na konkretne odpowiedzi na ich pytania. - Po tych 12 godzinach jesteśmy zmuszeni do przeprowadzenia protestu, który odbędzie się jutro w Warszawie - zapowiedział.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.