29 września podczas koncertu w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie
zaprezentował Pan utwory ze swojej pierwszej płyty - "Masz Wybór".
Niewiele osób chyba wiedziało o pańskiej muzycznej pasji...
- Trochę ludzi jednak o tym wiedziało, bo kiedyś miałem przyjemność
zagrać na klawiszach z Budką Suflera podczas koncertu z okazji Dnia
Solidarności z Ameryką - oglądało to 30 tys. osób, kiedy indziej
zaśpiewałem swoją piosenkę z Orkiestrą Tomka Momota... Niemniej,
dotychczas nie miałem w sobie dość determinacji, by muzyka, która jest
we mnie, mogła znaleźć ujście w postaci płyty. Regularnego wydawnictwa,
gdzie piosenki mówią o czymś i są w określonym, w miarę spójnym
klimacie, odpowiadającym mojemu widzeniu świata.
Od czego to się wszystko zaczęło?
- Tak się składa, że pochodzę z muzycznej rodziny. Mój ojciec był
zawodowym muzykiem, babcia śpiewała w chórze, a mój świętej pamięci brat
- Jarosław - był założycielem dosyć znanego zespołu Sixteen, który pod
koniec lat 90-tych zdobył platynową płytę i reprezentował Polskę na
Eurowizji. Dzięki aktywności pedagogicznej mojego taty, miałem okazję
poznać tajniki gry na wielu instrumentach. Nie uczyłem się jednak w
żadnej szkole muzycznej, ani nie próbowałem uprawiać muzyki w sposób
bardziej profesjonalny. Nadal mam jednak w domu sporo instrumentów, na
których sobie amatorsko grywam. Z takiego "plumkania" w wolnych chwilach
czasami rodzą się interesujące motywy muzyczne, które chcę pokazać także
w formie słownej. Pisanie tekstów do tych motywów to sama przyjemność.
Jedna z piosenek z płyty była znana już kilka lat temu - "Moje Miasto i
Ty". Ma tysiące wejść na YouTube, zachęcam do obejrzenia.
Jaki gatunek muzyczny Pan gra?
- Gdy odpowiadam na pytanie o moje muzyczne hobby, to wymieniam rock i
barok. Ten barok to po tacie, który jako organista był zafascynowany
szczególnie Bachem. Piosenki umieszczone na płycie to nawiązanie do
klasyki rocka i blues-rocka. Mam też skłonności do komponowania ballad,
jak choćby właśnie "Moje Miasto i Ty". Wychowałem się muzycznie w latach
70-tych. Spośród polskich wykonawców moimi ulubionymi byli Breakout, a
następnie Budka Suflera i SBB. To trzy najbardziej znaczące kapele,
jeśli chodzi o wykreowanie moich muzycznych gustów. Ich utwory mówiły o
czymś, co było dla mnie ważne. Słuchałem także chętnie Deep Purple, Pink
Floyd i Led Zeppelin. Lubiłem też zespół Budgie, którego muzyków miałem
okazję poznać osobiście w przededniu wejścia Polski do Unii
Europejskiej.
O czym opowiadają Pańskie piosenki?
- Każda jest o czymś innym. Główny wątek płyty to opowieść o tym, że
składając się z dwóch kluczowych elementów tj. wolności i rozumu
nieustannie dokonujemy wyborów. Uczynienie rozumnego użytku z własnej
wolności to wyzwanie, z jakim przychodzimy na świat. Piosenki są o tym,
że zawsze kiedy wybieramy, powinniśmy być sobą i stawać po stronie
dobra.
Czego słucha Pan w samochodzie?
- Ostatnio słucham płyty Andrzeja Pruszkowskiego "Masz Wybór"... I
kompaktów Seasick Steve. To amerykański farmer z Kalifornii, który
nagrał swoją pierwszą płytę mając 64 lata. Jest więc trochę starszy ode
mnie. To, co potrafi wyczyniać z przerobioną na gitarę łopatą,
przyprawia o pozytywne drżenie serca. Co ciekawe, na basie towarzyszy mu
często John Paul Jones, basista Led Zeppelin. Bardzo mi odpowiada ten
klimat swobody, wolności, głębszego oddechu i spojrzenia na świat
szerzej i bardziej pozytywnie.
Koncert w CSK w Lublinie to dla Pana pierwszy taki występ?
- Pierwszy raz publicznie wystąpiłem w przedszkolu, tańcząc z koleżanką
z Przedszkola w Michowie taniec pod melodię "Zasiali górale owies".
Zdarzyło mi się, o czym już wspomniałem, zagrać na klawiszach z Budką
Suflera i zaśpiewać do akompaniamentu orkiestry Tomasza Momota podczas
koncertu charytatywnego w Radiu Lublin. Koncert w CSK to był jednak mój
pierwszy koncert autorski. Towarzyszył mi blues-rockowy zespół Machina.
Trochę się tego występu obawiałem, w końcu to nie jest dla mnie normalne
zajęcie. Ale po reakcji publiczności i życzliwych komentarzach, które
otrzymałem, pomyślałem, że nie było tak źle... Trema oczywiście była.
Ale tak powinno właśnie być.
To jest trudniejszy występ od wystąpienia politycznego?
- Dla mnie, póki co, tak. Wiem, że nie jestem w tej branży
profesjonalistą, wiem też nad czym musiałbym jeszcze popracować, by nim
się móc poczuć. Tym niemniej, być może, że nie powiedziałem jeszcze
swojego ostatniego słowa. Nie wykluczam nagrania kolejnych płyt w
przyszłości.
Pana korzenie sięgają powiatu lubartowskiego?
- Mam mały kłopot z pytaniem o to, skąd pochodzę. Moja mama pochodzi z
Tarnobrzegu, ojciec z Bełżyc. Rodzice zapisali się na mieszkanie w
Lublinie. Ale w czasach słusznie minionych na mieszkanie czekało się
kilkanaście lat. Więc rodzice postanowili, że rozwiążą problem
mieszkaniowy w taki sposób, iż ojciec podejmie pracę organisty w parafii
w Michowie, a dzięki temu dostanie do dyspozycji organistówkę. Urodziłem
się więc w Michowie i spędziłem tam kilka pierwszych lat swojego życia.
Później przenieśliśmy się do Lublina, który uważam za swoje miasto. W
Michowie wciąż mam przyjaciół, zaglądam tam dość często. Staram się
spędzić tam każdoroczny odpust. To jest parafia, w której przyszedłem na
świat, zostałem ochrzczony, bierzmowany. Czuję się tam, jak u siebie.
Czasem sobie śpiewam "A gdybym ponownie urodzić się mógł, to tylko w
Michowie...".
Okazuje się, że teraz wraca Pan w rodzinne strony regularnie.
- Zawsze marzyłem, by mieć wiejski dom. I taka szansa się w końcu
nadarzyła – kupiłem od przyjaciół starą, drewnianą łemkowską chyżę,
którą następnie przenieśliśmy do Dąbrówki (w sąsiedniej wobec Michowa
gminie Kamionka) i przerobiliśmy na dom dostosowany do krajobrazu
kulturowego i przyrodniczego Lasów Kozłowieckich. Chętnie z rodziną tu
przyjeżdżamy spędzając nad Mininą i Ciemięgą nasz wolny czas. Dąbrówka
to bardzo klimatyczne miejsce, pełne ludzi z pasją, także muzyczną. Ja
też mam tu swoje instrumenty i swobodę grania. Spora część mojej płyty
powstała właśnie tutaj.
Poniżej zapraszamy do obejrzenia koncertu charytatywnego na rzecz Środowiskowego Domu Samopomocy „ROZTOCZE”, który odbył się w CSK w Lublinie 29 września 2019 roku. Koncert zagrał Andrzej Pruszkowski wraz z zespołem „Machina”.