Pomysł na film powstał jeszcze w 2013 roku. Wtedy też Sekielski po raz pierwszy spotkał ofiary księży pedofilów. Poznał dramatyczne historie. Ciężko mu było przejść obojętnie obok faktu, że ci ludzie mieli zniszczone życia.
-
Pomyślałem, że dla dziennikarza-reportera jest to w pewien sposób
wymarzony temat, bo z jednej strony jest ludzki dramat, a z drugiej
zmowa milczenia i działania instytucji, która ma olbrzymie wpływy i
władzę, i systemowo tuszuje te sprawy. Wówczas miałem jednak inne
zobowiązania zawodowe i nie miałem czasu się tym zająć w stu procentach.
Minęło kilka lat i w 2017 wróciłem do tego tematu. Koniec końców, stało
się dobrze, że film powstał teraz - opowiadał Sekielski.
Olbrzymie zainteresowanie
Tłumaczył, że film w 2013 roku nie miałby tak ogromnej siły rażenia i nie spotkałby się z tak masową reakcją społeczeństwa, jak teraz.
- Przez kilka lat od 2013 roku wszyscy oswajaliśmy się z myślą, że także wśród księży są przestępcy seksualni, a kościół wbrew temu co głosi, nie rozwiązuje problemu i nie pomaga ofiarom, a dba o los oprawców. To oni przez te lata byli chronieni. Pojawiały się artykuły, doniesienia prasowe, był film "Kler". To wszystko musiało się wydarzyć, aby nasz dokument tak zarezonował i spotkał się z olbrzymim zainteresowaniem - wyjaśniał dziennikarz.
Przyznaje też, że podczas prac nad dokumentem, kościół nie przeszkadzał w jego realizacji. Instytucja właściwe zbagatelizowała tę produkcję, bo wydawało im się, że jeśli coś nie jest robione przez dużą telewizję, a z pieniędzy zebranych w internecie, to nie ma się czym martwić.
- Dziś telewizja nie jest
potrzebna, by robić ważne produkcje, które wstrząsną krajem. Gdy
kościelna machina usłyszała, że film robiony jest ze zbiórki
internetowej to machnęli ręką, potem było zdziwienie. Proponowałem
kościelnym hierarchom, by wystąpili w filmie, aby zajęli stanowisko. Nie
skorzystali. Damy im szansę w kolejnym filmie. Zobaczymy, czy udzielą
komentarza. Obstawiam, że nie wszyscy - wspominał Sekielski.
Ofiary czują się winne
Opowiadał też o trudnej sytuacji ofiar, które zgłosiły się, by wystąpić przed kamerą w dokumencie. Sekielski twierdzi, że dziecko wykorzystywane przez dorosłego, najpierw zaczyna czuć wstyd, a później żyje w poczuciu winy.
- Oprawca wbija w to swoją ofiarę. Ci ludzie, co potwierdzają badania w stanach, są właściwie dopiero po 30 roku życia gotowi, by o tym rozmawiać. Przez kilkanaście lat nie mówią o tym nikomu, a później albo rodzina lub znajomi ich do tego przekonują, albo nie potrafią sobie radzić z alkoholizmem i trafiają do psychologa i tam nagle do nich dociera, że to jest związane z tym co przeżyli w dzieciństwie - przyznaje dziennikarz.
Jak mówi, kościół tuszował przez wiele lat pedofilię, a ofiary traktowano jak wrogów. Stawiano ich w sytuacji, gdzie ofiara czuła się jak przestępca, która przez kościół "powinna być objęta opieką, a czuła się intruzem". Wiele osób spotkało się z dziennikarzem, tylko po to, żeby porozmawiać na ten temat. Nie wszyscy chcieli wystąpić w filmie i przedstawić światu swoją historię. Kilka osób zrezygnowało.
- One się wycofały ze względu na presje
rodziny, zaczynały się protesty, groźby czy szantaże emocjonalne.
Uważali, że ze względu na dobro rodziny, nie wystąpią. Ci co wystąpili
bardzo przeżyli te rozmowy, bo wrócili wspomnieniami do tych tragicznych
wydarzeń. Wcześniej nikomu tak dokładnie i szczegółowo o tym nie
mówili, ale było to swojego rodzaju oczyszczenie, miało to terapeutyczne
znaczenie - wyjaśniał Sekielski.
Trudne pytania