reklama
reklama

Rozmowa z Krzysztofem Cugowskim: Odkąd gram z Zespołem Mistrzów, to prywatnie jestem innym człowiekiem

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: K.Cugowski/mat.promocyjny

Rozmowa z Krzysztofem Cugowskim: Odkąd gram z Zespołem Mistrzów, to prywatnie jestem innym człowiekiem - Zdjęcie główne

foto K.Cugowski/mat.promocyjny

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPrzy okazji koncertu Krzysztofa Cugowskiego z Zespołem Mistrzów w Centrum Spotkania Kultur spotkaliśmy się na rozmowie. Rozmawialiśmy o ostatniej płycie, o planach na przyszłość oraz o Budce Suflera. Zapraszamy do lektury.
reklama

Spotykamy się przy okazji koncertu w CSK w Lublinie. Czy pamięta Pan swój pierwszy występ w Lublinie jako wokalista?
Oczywiście, że pamiętam. To było w Lubelskim Domu Kultury w 1972 r. Oprócz nas dodatkowo grała grupa z Milejowa – Stowarzyszenie Cnót Wszelakich, w której grali Romek Lipko i Andrzej Ziółkowski. 

„50/70. Moje najważniejsze” to płyta będąca swoistym podsumowaniem Pana 50-letniej kariery. Zawartość płyty stanowią utwory z całego okresu Pana bogatej twórczości. Jakim kluczem kierowano się przy wyborze piosenek na płytę?
Przede wszystkim moimi upodobaniami. Pierwszym utworem na płycie jest „Blues Geroga Maxwella” zarazem jest to pierwszy utwór, który w życiu nagrałem, miało to miejsce w marcu 1970 r. W tamtym okresie niespecjalnie potrafiłem śpiewać, koledzy grali umiarkowanie. Nagrywając ponownie ten utwór miałem lekką tremę ponieważ chciałem go nagrać w taki sposób, żeby było widać te 50 lat różnicy. Udało się na tyle, że jest to moja ulubiona piosenka z tej płyty. 

Płyta pod względem doboru utworów i pod względem instrumentalnym jest różnorodna. Co tu ukrywać, jest po prostu znakomita. Przez to, że kompozycje są w wersjach akustycznych, to zyskują jakby na wartości.
I właśnie o to chodziło. To był świadomy zamiar. Założenie było takie, że gramy akustycznie, w dobrych salach koncertowych żeby publiczność usłyszała nie hałas lecz czyste dźwięki, i to jak moi koledzy potrafią zagrać. I to się sprawdziło. Ten repertuar gramy od trzech lat, z lekkimi przerwami.

Druga rzecz, która zwraca uwagę to produkcja pozwalająca docenić walory brzmieniowe
Dziękuję, to bardzo miłe. Nie mniej jednak nie mogliśmy inaczej tego zrobić. Ja i moi koledzy mamy swój wiek. Oprócz tego nazwa zespołu – Zespół Mistrzów. To wszystko zobowiązuje. Jeśli taką nazwę podajemy na okładce to i zawartość płyty musi być mistrzowska. My nie możemy sobie pozwolić na to, żeby nagrywać płytę na laptopie w domu i próbować sprzedać, tak jak to ma bardzo często miejsce. Jakość, którą proponujemy słuchaczom spodobała się. W tej chwili gramy mnóstwo koncertów, które są wyprzedane. 

Odnoszę wrażenie, że u boku Zespołu Mistrzów przeżywa Pan drugą młodość. Co ma na to wpływ? Ich wiek czy umiejętności?
Na pewno tak. Od momentu kiedy z nimi gram jestem prywatnie zupełnie innym człowiekiem. A zauważyli to moi znajomi, którzy nie są muzykami. Wynika to też z tego jakimi są ludźmi oraz z samej atmosfery w zespole. Nie ma wśród nas zawiści, że kolega zagra coś ponad standard. Każdy każdego wspiera. Jest naprawdę fajna atmosfera, której nigdy nie miałem. 

Historia zatoczyła koło ponieważ ta płyta została nagrana na luzie, bez kalkulowania podobnie jak dwie pierwsze płyty Budki Suflera
Dokładnie. Było tak jak lubię najbardziej. Jak to mówi młodzież – bez spiny. I to – jak Pan mówi – słychać, co mnie bardzo cieszy.

Zastanawia mnie jedna rzecz. Otóż, w którym momencie życia przychodzi ten luz – o którym rozmawialiśmy – oraz dystans?
Może wynika to z tego, że my już nic nie musimy. Nie musimy się z nikim ścigać. My nie chcemy podbijać list przebojów. W związku z tym gramy to co lubimy, to co nam się podoba. A publiczność albo to przyjmie albo nie. Przy czym jeśli jest się szczerym w tym, co się robi to publiczność to zaakceptuje niezależnie od tego czy to jest łatwe czy nie. 

Jak w zespole znaleźliście wspólny język? Pytam ponieważ Pan to rockman, a Cezary Konrad (perkusja) oraz Robert Kubiszyn (gitara basowa) i poniekąd Jacek Królik (gitara prowadząca, gitara solowa) utożsamiani są bardziej z jazzem. Jak doszło do waszej współpracy?
Myśmy z Jackiem Królikiem umawiali się na wspólne granie od ponad 20 lat. Spotkaliśmy przy okazji mojej płyty pt. „Integralnie”, którą wypełniły covery zagraniczne i polskie. Jacek grał na tej płycie na gitarze. Od tamtej pory byłem zdeterminowany żeby coś razem zrobić. Czarka Konrada usłyszałem przy okazji jakiegoś koncertu we Wrocławiu, gdzie występował big band i moją przykuła gra perkusisty. Pytam syna, kto to jest? A on – to przecież Czarek Konrad. Nie znałem go. Nigdy nie ukrywałem, że środowisko jazzowe jest mi trochę obce. Zdobyłem do niego telefon, zadzwoniłem i powiedziałem, że poszukuję perkusisty i basisty. Żeby dobrał sobie kogo chce, ja nie będę w to ingerował. Zaproponował Roberta Kubiszyna, którego nazwisko również mi niewiele mówiło. Natomiast Tomek Kałwak, to klawiszowiec, który występował z moimi synami przy projekcie Queen. Tomek poza tym, że jest znakomitym muzykiem, to jest też naszym tzw. chodzącym programem rozrywkowym. Zna mnóstwo anegdot. Tak więc poza zadaniami czysto muzycznymi ma też drugie, którym jest doprowadzanie nas w garderobie do dobrego humoru.

Czy jazzmani szybko się przestawili na prostsze nuty?
Nie tak szybko. Zwłaszcza Czarek. Chwilę to musiało potrwać, dobre pół roku. Tu nie chodziło o stronę techniczną bo on zagra wszystko. Tutaj chodziło o styl. On bardzo chciał. Wszyscy dookoła się dziwili i pytali – to jak to teraz będzie? Czarek Konrad na perkusji, to teraz jazz będziecie grali? 

Czy nie ciągnie pana do mocniejszego, bardziej rockowego grania?
Wie pan, nie zawsze gramy akustycznie. Na przykład na plenerówkach gramy mocniej, bardziej rockowo czyli tak jak trzeba. Natomiast grając w takich miejscach jak CSK to grzechem byłoby zagrać ostro rockowo. Publiczność usłyszałaby nic innego poza łomotem. To bez sensu. Ja sobie zdaję sprawę jak to wygląda, znam to z doświadczenia. Poza tym na naszych koncertach dominuje wśród publiczności przewaga osób starszych. Musimy to brać pod uwagę. 

Jakie plany na przyszłość?
Kończymy nagrywać płytę. Wydawcą będzie wytwórnia Mystic. Płyta ukaże się jeszcze w tym roku.

Gdzie tkwi sekret długowieczności scenicznej? Pan, The Rolling Stones, Neil Young, Tony Bennet, wszyscy macie już swój wiek a wciąż macie tyle sił, że młodsi mogą tylko pozazdrościć
Dodam, że z tego towarzystwo to na szczególne wyróżnienie zasługuje jednak Tony Bennet. Dlaczego? W ub. Roku skończył 96 lat a dwa lata wcześniej wydał płytę w duecie z Lady GaGa, to jest niesamowite. Moim zdaniem im starszy tym – dla mnie – lepiej śpiewa. Skrajnym przykładem jest Michael Bolton, który jest młodszy ode mnie a on z kolei fizycznie nie daje rady. Bardzo wielu wokalistów po osiągnięciu pewnego wieku nie jest w stanie śpiewać w ogóle. Najlepszym tego przykładem jest David Coverdale z zespołu Whitesnake, którego wspomaga wokalista zza kotary. Do tego doszło. 

Czy tęskni Pan za wspólnym graniem z Budką Suflera?
Z kim mam grać? Z oryginalnego składu pozostał tylko Tomek Zeliszewski (perkusista). Ci, którzy grali od początku to nie żyją.

Czym różni się praca w Zespole Mistrzów od pracy z Budką Suflera?
Po pierwsze ja nie chcę wracać do tego. Pod każdym względem jest inaczej. W wieku, w którym jestem to dla mnie jest najważniejsze.

Czy słucha Pan współczesnej muzyki? 
Oczywiście, że tak. Ale nie wychodzę poza tzw. bańkę, którą lubię czyli: blues, blues-rock, soul. Słuchałem tego w młodości i słucham do dzisiaj. Jest kogo słuchać. 

A czy projekt z synami ma szansę na reaktywację?
Wie Pan, to jest trochę przykra sprawa ponieważ moi synowie od 3 lat nie pracują ze sobą. Ja bym chciał żeby najpierw zaczęli ze sobą rozmawiać. Z mojej strony nie ma problemu. Ubolewam nad tym bardzo. Odnieśli duży sukces i nagle coś się załamało. 

Czy ciągnie Pana do polityki?
Oglądam bo oglądam ale coraz mniej chce mi się na to wszystko patrzeć. Jeszcze to, że będąc politykiem znam to od środka, to jako odbiorcy wcale mi nie pomaga. 

Marzenia?
Mam jedno żebym w zdrowiu mógł jeszcze robić to co robię i lubię.

Czy gdyby miał Pan możliwość wybrać ponownie, to czy zdecydowałby się Pan na tą samą ścieżkę życiową czy może wybrałby Pan inny zawód?
Moja mama chciała żebym został pianistą. W pewnym momencie rodzicie chcieli abym został prawnikiem. Osobiście, prawnikiem nie chciałbym być. Myślę, że wybrałbym śpiewanie ale nie rockowe lecz śpiew klasyczny czyli opera. 

Kto zostanie Mistrzem Polski w Żużlu?
Naturalnie, że Motor Lublin. Drużyna jest mocniejsza niż w ub.sezonie. Szkoda, że nie odnalazł się Drabik. Jeśli drużyna się dogada między sobą, to będzie team na lata.

Rozmawiał Michał Grot

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama