Szukając największych wielbicieli świąt – a zwłaszcza niecodziennych świątecznych dekoracji – dotarliśmy do niezwykłej mieszkanki Nowej Wsi Lęborskiej koło Łeby. Skąd wzięła się jej pasja, ile czasu i pieniędzy ją kosztuje oraz jakie reakcje wzbudza wśród bliższych i dalszych jej osób – o tym wszystkim rozmawiamy z panią Joanną.
Karolina Szmygin: Skąd takie zamiłowanie do świąt? Zawsze tak było?
Joanna Politańska: To zamiłowanie zrodziło się w dzieciństwie. Moi rodzice kochali święta, zwłaszcza mama. Stawała na rzęsach, żeby stworzyć magiczny nastrój, co w tamtych czasach nie było takie łatwe, a tata jej w tym pomagał.
Jak wyglądały święta w Pani rodzinnym domu?
Cały grudzień trwały przygotowania i nakręcanie atmosfery świątecznej. W całym domu pachniało potrawami, które mama pichciła, a tata znosił kolejne produkty do domu. Mama dekorowała pokoje, czym tylko się dało. Orzechy, pomarańcze z goździkami i mnóstwo gałązek igliwia. Choinka zawsze była wcześniej ubierana, żeby dzieci, czyli my, miały radochę. Robiliśmy to z tatą, a mama "wpadała" z kuchni sprawdzić, czy na pewno dekoracje są po jej myśli (śmiech). Zapach cynamonu i pomarańczy to świąteczne zapachy mojego dzieciństwa.
Teraz Pani przejmuje te tradycje, modyfikuje je czy wprowadza całkowicie nowe – swoje?
Trzymam się tego, co wyniosłam z domu. Czyli budowania atmosfery świątecznej, przygotowywania jedzenia z sercem, a kocham gotować – zwłaszcza na święta – dekorowania całego domu, stawiania wcześniej choinek, żeby nacieszyć się tą magią grudnia i rozświetlania wszystkiego, co się da. Jedyna nowa tradycja w moim domu to prezenty w dzień Wigilii po kolacji i rano w pierwszy dzień świąt, gdyż u męża prezenty dostawało się w pierwszy dzień świąt, a u mnie w Wigilię. Szykuję dwanaście potraw, ale najważniejszą potrawą dla mnie jest kasza ze śliwkami. Jest to rodzinna potrawa jeszcze mojej prababci. Była na wigilijnym stole w domu mojej babci, mojej mamy, a teraz u mnie. Nie chodzi o smak, ale o tradycje i sentyment.
Jeśli chodzi o dekoracje, mówiła Pani o czterech choinkach. Jak jeszcze dekoruje Pani dom?
Gdzie tylko mogę wciskam coś świątecznego. Kocham to, a mąż mi w tym pomaga. O synu już nawet nie wspomnę. Syn ma na imię Mikołaj, więc to zobowiązuje (śmiech). Mamy jedną choinkę tylko ze światełkami. Jest to choinka po mojej mamusi. Sypie się już z niej igliwie, ale nie mam serca jej wyrzucić, więc po 35 latach pierwszy raz stoi bez ozdób.
Z zewnątrz też Państwo dekorują dom?
Oczywiście. Dom jest oświetlony naokoło.
A jak to wygląda finansowo? Czy takie dekorowanie jest mocno obciążające dla budżetu?
Nie jest to tanie, gdy chce się kupić wszystko naraz, ale ja dekoracje kupuję co roku. Po prostu nie mogę się powstrzymać. Część też odziedziczyłam po mojej mamie. Te, które posiadam, zbieram już prawie 30 lat. Tegoroczna zmiana świateł na zewnątrz to koszt około 1000 zł, bo jeszcze budynek gospodarczy oświetliliśmy. Gdy tylko w sklepach pojawia się asortyment świąteczny, ja zaczynam szaleć i tylko rozsądek mojego męża mnie hamuje (śmiech). Mam słabość do porcelany świątecznej, ale to prezent od mojego taty, pamiątka po nim.
Jest Pani w stanie powiedzieć, ile świątecznych dekoracji ma Pani w domu? Jak radzi sobie Pani z przechowywaniem wszystkiego poza okresem świątecznym?
Nie potrafię zliczyć wszystkich moich dekoracji. Po okresie świątecznym wszystko skrzętnie pakuję w kartony i wynoszę do jednego, przeznaczonego na ten cel pomieszczenia. Dom mam duży, bo ma jedenaście pokoi, więc mam gdzie je trzymać. Kiedyś dekorowanie całego domu zajmowało mi maksymalnie dwa dni, teraz potrzebuję na to przynajmniej tydzień, bo jest już tego dużo.
CZYTAJ TAKŻE: Co zrobić z jedzeniem, które zostaje po świętach? 10 sposobów, dzięki którym uratujesz wigilijną żywność
Właśnie, jak radzi sobie Pani czasowo? Dekorowanie i przygotowywanie przez tydzień od rana do wieczora czy może popołudniami, ale przez miesiąc?
Jak wpadam w szał dekoracji, to robię to cały dzień z przerwą na przygotowanie obiadu. Chcę jak najszybciej mieć udekorowane, żeby móc tym się cieszyć. Zresztą pomagają mi mąż i syn.
Jak reagują na tak udekorowany dom rodzina, znajomi, sąsiedzi?
Wszyscy zgodnie się zachwycają i bardzo lubią u nas przebywać. Zresztą rodzina zawsze prosi o zdjęcia w okresie przygotowań, co już mam udekorowane. Oni wszyscy wiedzą, że jak chcą mnie uszczęśliwić, wystarczy kupić mi coś świątecznego. Wówczas cieszę się jak dziecko. Sąsiedzi zawsze podziwiają, a w mojej miejscowości wszyscy wiedzą, że mam świra na punkcie świąt (śmiech).
Czym – odchodząc od tematu dekoracji – są dla Pani święta, jaką mają dla Pani wartość?
Święta Bożego Narodzenia to cudowny, rodzinny czas. Dla mnie bliscy są najważniejsi. To dla nich to robię, dla nich dekoruję, gotuję i cieszę się, gdy są zadowoleni. Święta są zawsze u mnie. Spotykamy się z rodziną, siedzimy przy stole, śpiewamy kolędy i wspominamy tych, których z nami już nie ma, a za którymi tęsknimy. To dla mnie najpiękniejszy czas w roku, pełen wzruszeń, magii i radości. Zawsze mówię do męża, że gdybym w tym świątecznym okresie nie czuła się zmęczona, to nie byłyby takie święta jak lubię. Muszę gotować, stawiać na stół i karmić całą rodzinkę. Wtedy czuję się szczęśliwa. Może jestem pod tym względem szurnięta, ale tak robiła też moja babcia, mama i tak robię ja. To dla mnie ważny czas.
Rozmawiała Karolina Szmygin
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.