Koszykarze z Lublina potrzebowali tylko jednego spotkania, by zdobyć mistrzostwo Polski. Zapowiadało się jednak niełatwo, bo mecz rozgrywano w hali Bemowo, czyli domu zespołu ze stolicy.
Od początku po "Startowcach" nie było jednak widać żadnej presji - pewnie trafiali z dystansu, dość łatwo mijali rywali i nie pozwalali im na zbyt wiele pod własnym koszem. Dzięki temu uzyskali aż 11 punktów przewagi, ale nie utrzymali ich do końca kwarty. Finalnie prowadzili jednak 27:19. Niestety druga odsłona zaczęła się dla lublinian fatalnie i już po trzech pierwszych rzutach prowadziła Legia. Miejscowi wyglądali wyraźnie lepiej, a szczególnie poprawili się w obronie. Tak blokowali sporo rzutów Startu i wymuszali błędy. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego nie dali im jednak odskoczyć, a później wrócili do dobrego rytmu i znów prowadzili. Tym razem nie tak okazale, a przewaga była najczęściej na poziomie jednego posiadania. To w samej końcówce wykorzystali "Legioniści" i rzutem tuż przed przerwą wyrównali do stanu 47:47.
Zmiana stron przyniosła znacznie więcej twardej gry i zdecydowanie mniej punktów. Oba zespoły walczyły o każdą piłkę, nie szczędziły sobie ostrej gry, ale lepiej wychodzili na tym gospodarze. To oni częściej trafiali za trzy i zbierali więcej piłek. Nie udawało się im jednak zyskiwać wyraźnej przewagi. W końcówce kwarty oglądaliśmy jeszcze mnóstwo niezrozumiałych decyzji sędziów, na których niekorzystnie wychodzili lublinianie. Do tego sami mnóstwo pudłowali i przez to przegrywali 62:68 przed ostatnią odsłoną.
Czwarta kwarta i jej początek spowodowały, że trener Kamiński łapał się za głowę. Jego zawodnicy momentami byli kompletnie bezradni w ataku, a do tego pudłowali nawet rzuty wolne. Impuls "trójką" próbował dać Michał Krasuski, a spod kosza akcję kończył Tyran De Lattibeaudiere. Dzięki temu udało się zmniejszyć stratę do czterech "oczek". Pierwszy raz zza łuku zapunktował też Courtney Ramey, ale rywale nadal nie dawali wydrzeć sobie prowadzenia. To na dwie minuty do końca wynosiło sześć punktów. Minutę później tyle samo, bo chociaż udało się zaliczyć przechwyt, to "Startowcy" zmarnowali akcję w ofensywie. Chwilę później za dwa trafił Manu Lecomte, a Legia straciła piłkę w ofensywie na 29.2 sekundy do końca przy stanie 85:81. Dokładnie 10 sekund później na dwa "oczka" deficyt zmniejszył Ramey, a lublinianie zdecydowali się na faulowanie.
17.4 sekundy do końca rywale trafili rzuty wolne, a piłkę miał Start. Nie udało się jednak trafić za trzy w kluczowym momencie spotkania. i to legia wygrała 87:83. Tym samym doprowadziła do remisu 3-3 w serii i decydujące spotkanie odbędzie się w Lublinie - w niedzielę 22 czerwca o 17:30. Wtedy poznamy mistrzów Polski.
Legia Warszawa - PGE Start Lublin 87:83 (19:27, 28:20, 21:15, 19:21)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.