Piotruś Lipiński pochodzący z miejscowości Ulan-Majorat w powiecie radzyńskim, urodził 29 czerwca 2018 roku w Szpitalu Bielańskim i dostał 10 punktów w skali Apgar, ale jego życie podtrzymywało źle skonstruowane serce. Natychmiast został zabrany na Oddział Intensywnej Terapii Noworodków, gdzie był pod stałą obserwacją oraz podłączony do leków ratujących życie. W czwartej dobie został przetransportowany do IP CZD w Warszawie i przeszedł cewnikowanie serca. W końcu podjęto decyzję o operacji, którą przeprowadzono w jedenastej dobie życia dziecka.
- 9 godzin na korytarzu, w szponach strachu, który nie pozwalał normalnie myśleć. Trudno opisać słowami chwile, kiedy oddaje się życie dziecka w ręce drugiego człowieka. W takich chwilach Oddział OIOM to marzenie rodziców, bo to oznacza, że dziecko wyjechało drzwiami dla żywych, że można przestać rozpaczać. Potem wchodzi się na ten oddział, a przed oczami pojawiają się widoki, których nikt nie chce pamiętać. Otwarty mostek, rurki, kable, dreny, elektrody, czternaście pomp infuzyjnych podających non stop leki… Kilka prób rozintubowania nie przyniosło skutku, płuca nie dawały rady samodzielnie pracować - czytamy na stronie zbiórki.
Jako diagnozę postawiono - porażenie mięśnia przepony i zapadła decyzja o kolejnej operacji, która była trafna, bo chłopiec po dwóch dniach został rozintybuowany i zaczął samodzielnie oddychać. Potem jednak pojawił się kolejny problem, bo przez tyle dni podłączenia do respiratora, zanikł odruch ssania. Refluks żołądkowy spowodował, że pokarm wracał, dlatego założono chłopcu PEG-a.
- Gdy już wszystko wskazywało na to, że opuścimy szpital, stan Piotrusia z dnia na dzień gwałtownie się pogorszył. Organizm został zaatakowany przez groźną bakterię paciorkowca. I znowu pojawił się strach, czy bakteria nie zaatakuje serca oraz zastawek. Po miesiącu antybiotykoterapii na szczęście wszystko się udało, bakteria została skutecznie zwalczona. Po 4,5 miesiącach spędzonych w IP CZD, pełni obaw o zdrowie Piotrusia, w końcu opuściliśmy szpital… - czytamy dalej na stronie.
Potem, przed Wigilią chłopiec z wysoką gorączką trafił na Oddział Kardiologii USD w Lublinie, w międzyczasie nabawiając się rotawirusa. W szpitalu spędził trzy tygodnie. Jego rodzice spotkali się z mamą kilkunastoletniego chłopca, który urodził się z taką samą wadą serca jak Piotruś, od niej dowiedzieli się, że leczenie dziecka może wyglądać zupełnie inaczej, że pobyty w szpitalu mogą być krótsze, a podczas całej hospitalizacji dziecku na intensywnej terapii mogą towarzyszyć rodzice. Dowiedzieli się, że choć poważna i złożona, to wada serca, z jaką urodził się ich syn, nie musi determinować jego życia i może być zupełnie normalne. Skonsultowali wyniki Piotrusia z prof. Malcem, a profesor zakwalifikował go do operacji w klinice w Niemczech. Chlopiec przeszedł już dwa etapy leczenia.
- W październiku będąc na konsultacji u Pana prof. Malca, dowiedzieliśmy się, że trzeci etap leczenia, czyli operacja metodą Fontana powinien odbyć się, zanim Piotruś skończy 3 lata. Na wizycie kontrolnej w CZD poinformowano nas, że operacja Piotrusia w tymże szpitalu odbyłaby się nie wcześniej jak w wieku 5 lat - czytamy na stronie.
Rodzice podjęli decyzję o dalszym leczeniu u prof. Malca, który wstępnie wyznaczył termin operacji na pierwszą połowę przyszłego roku. Koszt operacji przerasta jednak możliwości finansowe rodziców. Dlatego prowadzona jest zbiórka na stronie internetowej siepomaga.pl
Chłopiec ma wrodzoną wadę serca pod postacią niedorozwoju lewej części serca, zarośnięcia zastawki aortalnej, skrajnej hipoplazji zastawki mitralnej i lewej komory serca.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.