reklama
reklama

Bohaterka z Lublina. Uratowała w lesie stado porzuconych gołębi

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Stowarzyszenie Na Skraju Lasu

Bohaterka z Lublina. Uratowała w lesie stado porzuconych gołębi - Zdjęcie główne

foto Stowarzyszenie Na Skraju Lasu

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z LublinaStado gołębi uratowała w lesie na terenie województwa mazowieckiego mieszkanka Lublina. Zwierzęta prawdopodobnie zostały porzucone, a sprawa może trafić na policję.
reklama

Pani Katarzyna z Lublina od lat opiekuje się chorymi kotami. Odławia także i leczy chore gołębie. Kilka dni temu zobaczyła wiadomość od koleżanki z linkiem do posta kobiety, której do tej pory nie znała. Było tam zdjęcie i informacja o gołębiach porzuconych w lesie na terenie woj. mazowieckiego.

- Napisałam SMS-a na podany numer z pytaniem, czy ktoś zaoferował pomoc, ale domyślałam się, że raczej nie. Radom to takie martwe miejsce między Lublinem a Warszawą. W Radomiu nie działają osoby pomagające ptakom, a jest na tyle oddalony od obydwu miast, że znalezienie transportu często stanowi problem. Dostałam informację, że nikt się nie zgłosił, a także numer do jednej z pań, które znalazły gołębie - tłumaczy pani Kasia.

Nasza rozmówczyni zadzwoniła do kobiety i ustaliła, że panie wskażą, gdzie dokładnie widziały ptaki. - Umówiłyśmy się pod kościołem w miejscowości Wsola, skąd pojechałam za nimi na miejsce. Panie szukały pomocy, gdzie się dało, ale jak to u nas bywa, zwłaszcza w przypadku ptaków, jej nie uzyskały. Podobno wysłały nawet zdjęcie do jakiegoś lekarza weterynarii, który stwierdził, że to wcale nie gołębie. To pokazuje, jak mała jest świadomość i chęć pomocy ptakom w naszym kraju - ubolewa pani Katarzyna.

reklama

Pomoc przyjechała na czas

Okazało się, że gołębie były około 200 m w głąb lasu, przy drodze leśnej, ale nie były widoczne od głównej drogi. Nie pozwoliły do siebie podejść i odsuwały się, ale nie odlatywały. Najpierw pani Kasia próbowała je zwabić na ścieżkę do klatki kennelowej, którą rozstawiła, ale ptaki były zbyt przestraszone, żeby skusić się na jedzenie.

Na szczęście na takie przypadki miała kupiony już dawno temu duży podbierak na ryby, z rozsuwanym trzonkiem, dzięki czemu udaje się łapać ptaki bez podchodzenia za blisko. Zaczęły się łowy.

- Paniom dałam kocyk i prześcieradło, które wożę w aucie na wypadek konieczności transportu jakiegoś zwierzęcia. Miały za ich pomocą naganiać gołębie w moim kierunku. Jako pierwsze udało się złapać dwa małe czarne gołąbki krótkodzioby z dużymi oczami, one w klatce wręcz rzuciły się na ziarno. Większe, białe, biało-brązowe i biało-czarne potrzebowały dłuższej chwili od umieszczenia w klatce, żeby zainteresować się ziarnem - relacjonuje nasza rozmówczyni.

reklama

Cała łapanka trwała 1,5 godziny, gdyż ptaki uciekały na nogach lub podlatywały, ale na szczęście robiły kółko i wracały mniej więcej w to samo miejsce.

Tylko jeden ptak usiadł na gałęzi na wysokości około 4 m. Kobiety obawiały się, że nie dadzą rady go złapać. Zapadał już zmrok, a po ciemku ptaki nie widzą zbyt dobrze i starają się nie latać.

Na szczęście w końcu któraś pani przyciągnęła z lasu złamane drzewko i za jego pomocą spłoszyła ptaka, który usiadł na ziemi, gdzie pani Kasia "dokończyła robotę". W sumie udało się wyłapać wszystkie ptaki - około 20 sztuk.

Znęcanie nad zwierzętami?

Pani Kasia na wszelki wypadek obeszła okolicę. Niestety znalazła też niebieski worek, w którym ptaki musiały być przywiezione oraz dwa martwe gołębie, które leżały obok, już zamarznięte.

reklama

Obydwa miały obrączki, więc pani Kasia zrobiła zdjęcia, żeby spróbować ustalić właściciela. Niestety okazało się, że to obrączki tzw. bazarowe, które nie są nigdzie rejestrowane i nie da się po nich trafić do właściciela. Kobieta rozważa złożenie na policję zawiadomienie o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa znęcania się nad zwierzętami.

- Tym bardziej że nie były to gołębie pocztowe, które potrafią wrócić do gołębnika, tylko ozdobne, które latają tylko trochę lepiej od kur, a zmysł orientacji nie jest u nich dobrze rozwinięty. Było to zresztą widać u tego stadka, ptaki siedziały w kupie w miejscu porzucenia i nie wiedziały, co ze sobą zrobić. Nawet przepłoszone, przelatywały kilka-kilkanaście metrów i zaraz lądowały. Po kilku takich lotach widać było, że szybko się męczyły i były łatwiejsze do złapania - tłumaczy pani Kasia.

reklama

Gdyby nie szybka akcja, najprawdopodobniej wszystkie ptaki zginęłyby, albo z powodu mrozu, albo drapieżników, których w lesie nie brakuje.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Lublin24.pl - Najszybszy portal w mieście Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama