Rocznik 1981. Pochodzi z Kołczyna, w powiecie bialskim. Wydał dwie płyty. Kim jest Witek Muzyk Ulicy? Cztery lata temu wyszedł na ulicę, bo się założył, że zarobi na życie z grania i śpiewania. 3 sierpnia wystąpi na największym festiwalu na świecie - 25. Pol`and`Rock Festival w Kostrzynie.
ROZMOWA Z Witoldem Mikołajczukiem, znanym jako Witek Muzyk Ulicy
Kiedyś nie miałeś prawa marzyć o takim występie?
-
Grałem już wszędzie: pod monopolowym, przed kamienicami na ulicy, w
tunelach metra, na urodzinach, imieninach, ślubach, pogrzebach,
festynach, dożynkach, na starówce, na Stadionie Narodowym i na
Gubałówce. Teraz czas na 25. Pol`and`Rock Festival.
A dopiero dwa lata grasz na scenach...
-
Dokładnie. Zrobiłem duży postęp w krótkim czasie. Po dwóch latach
publicznego grania jadę do Kostrzyna nad Odrą. Przede mną super
przygoda.
Jak wszyscy wiedzą, kiedyś założyłeś się, że wyjdziesz na ulicę i będziesz grać, a ludzie będą wrzucać Ci monety lub pieniądze papierkowe...
- Oczywiście. Wyjście na ulicę
było moim aktem rozpaczy. Nie wiedziałem, co mam dalej robić w swoim
życiu. Potrzebowałem pieniędzy na życie. Chciałem je mieć od ręki, a nie
czekać na przelewy.
Pierwsze granie...
- Przy metrze
centrum w Warszawie. W dwie godziny zarobiłem 120 złotych. Niezła kasa.
Pomyślałem, że to sposób na zarabianie. Nie musiałem czekać na pensję,
na przelewy od klientów. Pracowałem kilkanaście lat w handlu. Musiałem
prosić, łudziłem się kontraktami. Doszedłem do wniosku, że koniec świata
mojej normalnej pracy właśnie minął. Biorę się za nienormalność, za
świat, w którym będę miał nienormowany czas i wszystko będzie zależało
ode mnie. Mam dużo czasu dla synków, mojej drugiej połówki oraz mogę
poświęcić swoim pasjom.
Co wtedy grałeś?
-
Miałem ze sobą akordeon i zagrałem kilka utworów, które umiałem. Przy
metrze rozbrzmiewał walc Barbary z "Nocy i Dni", "Hej Sokoły", itd...
Rozmawiamy w sobotę. Co robisz na kilkadziesiąt godzin przed wielkim koncertem?
-
Siedzę na starych działkach pod Piasecznem. Kupiłem trzy małe ogródki
działkowe. Mam stary domek, w którym śpimy wraz z synkami. Nie mam
kuchenki, więc gotuję na jednym palniku elektrycznym. Mamy do dyspozycji
małą plastikową wanienkę, taką dla małych bobasów. Nawet ja się w niej
mieszczę. Cieszę się, że poznają taki świat. Widzieli i byli w bogatych
miejscach. Tutaj się odnajdują.
Kiedy pojawisz się w Kostrzynie?
- Właśnie dzwonili pomocnicy Jurka Owsiaka. Scena już stoi, ludzie zaczynają się zjeżdżać.
W jaki sposób trafiłeś na listę artystów, którzy pojawią się w Kostrzynie?
-
Grałem charytatywnie na Ursynowie. Upośledzonym dzieciom bardzo się
podobało. Nieopodal było studio nagrań Piotrka, który pomaga nagłaśniać
koncerty Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz Pol`and`Rock
Festival w Kostrzynie. Wylądowałem w studio, gdzie nagrałem już dwie
piosenki. Dwa dni po koncercie spotkałem Jurka Owsiaka na dworcu
centralnym. Dałem mu dwie płyty. Dostałem zaproszenie na WOŚP, a teraz
będę mógł wystąpić na Woodstocku. To przykład, że dobro wraca.
Jak będzie wyglądała podróż tak od kuchni?
-
Koncert mam 3 sierpnia. Wynająłem od znajomego dwa busy z przyczepką. W
sumie jedziemy w 24 osoby. Jadą z nami studenci z Uniwersytetu
Warszawskiego kręcić reportaż. W dniu koncertu mamy próbę, a następnie
występ o godz. 18:40. Zagram po Majce Jeżowskiej, czyli po idolce z
młodzieńczych lat.
Ile utworów zaprezentujesz?
-
Mam czas na 13 utworów. Wiem, że większość ludzi nie zna mojej muzyki.
Postaram się zrobić przegląd mojej twórczości. Jeśli komuś się spodoba,
znajdzie mnie w internecie.
Masz marzenia związane z muzyką?
-
Nie zastanawiam się nad tym. Nie doceniają mnie radio i telewizja.
Robię to co lubię. Jest mi dobrze. Mam żal. Czuję niewykorzystany
potencjał. Widzę na moich koncertach starych i młodych. Każdy odnajduje
coś dla siebie i wszyscy potrafią się odnaleźć w mojej muzyce. Mam żal
do dziennikarzy. Ostatnio dowiedziałem się, że większość korzysta tylko z
informacji Polskiej Agencji Prasowej. Miałem w rękach "Wspólnotę". Inna
sprawa. Mało kto robi teraz wywiady, a tutaj fajne zaskoczenie. Jest
rozmowa ze sportowcem, samorządowcem, zwykłym człowiekiem.
Ja już kilkukrotnie robiłem z Tobą wywiady...
-
Wyobraź sobie, że jesteś pierwszym dziennikarzem, który dzwoni przed
Woodstockiem. Patronami medialnymi wydarzenia są stacje radiowe. Powinny
puszczać kawałki muzyków, którzy pojawią się na scenie. Efekt? Żaden.
Smutne...
- Kiedyś napisałem do Onetu. Chciałem, żeby wrzucili moją piosenkę na listę utworów. Rozmowa zaczyna się od pięciu tysięcy złotych. W RMF mnie znają, ale co z tego. Nie ma możliwości, żeby piosenka stała się hitem bez puszczania w eter. Mam milionowe wejścia na YouTubie. To trochę za mało. Porównuję to z Robertem Lewandowskim, który siedzi na ławce. Nie ma z niego pożytku. Tak samo jest ze mną.