Chyba żadnym wyborom do samorządu rolniczego nie towarzyszyło tak duże zainteresowanie ze strony rolników, jak również i tak duże emocje. I to nie koniecznie pozytywne. Upływająca kadencja kończy się rozłamem we władzach Lubelskiej Izby Rolniczej i oskarżeniami. Nie brakuje też dziwnych sytuacji związanych z samymi wyborami. A do takich doszło w powiatach opolskim i lubartowskim, gdzie Wojewódzka Komisja Wyborcza musiała interweniować. W dwóch przypadkach jechała w teren i zabezpieczała na miejscu dokumenty, aby nie doszło do fałszerstw.
Prezes i dyrektor drą koty
Dwa najważniejsze stanowiska w Lubelskiej Izbie Rolniczej pełnią osoby pochodzące z powiatu opolskiego. Obie razem startowały w ostatnich wyborach samorządowych z listy PiS do Rady Powiatu w Opolu Lubelskim. Piotr Burek – prezes LIR mandat wywalczył, został nawet przewodniczącym rady powiatu. Jolanta Szałas – dyrektor biura LIR mandatu nie dostała. Ale szanse na niego wciąż ma, gdyż sąd unieważnił mandat jej konkurenta i zarządził przeprowadzenie losowania.
To, że Szałas zaistniała w Izbie, jako delegat to zasługa Burka, który cztery lata temu namówił ją do startu. Ale z czasem popadli w konflikt. Poszło o to, że prezes nie poparł wyboru Szałas na dyrektora biura, co miało miejsce w marcu br. W lipcu przyszło im obydwojgu ponownie stanąć do walki. Teraz ubiegają się o reelekcję i walczą o mandat delegata LIR na kolejną kadencję. I coraz mocniej między nimi iskrzy.
A poszło o wybór miejsca lokalu wyborczego w gminie Wilków oraz skład Okręgowej Komisji Wyborczej w Karczmiskach. O mandat delegata z tej gminy ubiega się właśnie prezes LIR. Piotr Burek mówi, że zgłosił na członków komisji sześć osób. A Jolancie Szałas przypisuje zgłoszenie pięciu kandydatów. I to wszyscy jej kandydaci mieli zdaniem prezesa zostać obsadzeni w tej komisji.
Jolanta Szałas zaprzecza temu.
- Owszem, znam te osoby z komisji. Ale ja nikogo nie zgłaszałam do pracy w komisjach, ani w Karczmiskach, ani w Wilkowie. Absolutnie nie mam z tym nic wspólnego – odpiera zarzuty Jolanta Szałas, która zapewnia, że nie chce Burka "wygryźć" ze stanowiska.
- Nie chcę być prezesem. Nigdy mnie to nie interesowało. Wyjątkowo dobrze jest mi na tym stanowisku, które mam – przekonuje.
Członkowie komisji w Karczmiskach byli losowani przez Wojewódzką Komisję Wyborczą. A to z tego powodu, że chętnych było więcej niż wolnych miejsc do obsadzenia.
- Chciałem być, jako czynnik społeczny obecny przy losowaniu. Ale przewodniczący wojewódzkiej komisji nie zgodził się. Dziwnym trafem te pięć osób zostało w Karczmiskach wylosowanych. W pięciu gminach zgłosiłem po sześć osób i żadna z nich nie została wylosowana – mówi Piotr Burek, prezes LIR.
- To nie było tak, że ja się nie zgodziłem. Ja apelowałem do pana prezesa, aby przemyślał swój wniosek i nie uczestniczył w losowaniu składów Okręgowych Komisji Wyborczych, jako prezes, aby nikt mu nie zarzucił, że próbuje naciskać, wpływać, czy też zmieniać coś. To była moja sugestia, żeby przemyślał to – tłumaczy się Andrzej Stasiak, przewodniczący WKW w Lublinie i dodaje:
- Niech mi pan prezes pokaże, których ludzi zgłosił do okręgowych komisji. Na jakiej podstawie twierdzi, że wylosowani są kandydaci kogoś innego. Skoro kandydaci składali oświadczenia, że wyrażają zgodę na kandydowanie i na tym oświadczeniu nie było podane, przez kogo są zgłaszani.
Głosowanie we wsi kandydatki
Kością niezgody okazał się też lokal wyborczy. Rolnicy z gminy Wilków głosować będą w remizie OSP w Wólce Polanowskiej, wsi w której mieszka Szałas. To miejsce pierwotnie wskazał wójt. Ale ostatecznie wójt zmienił zdanie i zaproponował, aby wybory odbyły się w Urzędzie Gminy w Wilkowie.
- Byłem za tym, aby przenieść lokal do Wilkowa, ponieważ chodzi o zapewnienie dostępności wyborców do lokalu. Lokal w Wólce jest na obrzeżach gminy. W tej sprawie interweniowali mieszkańcy – mówi Piotr Burek.
Listę lokali wyborczych zatwierdzał zarząd LIR podejmując stosowną uchwałę w tej sprawie. Burek przegrał głosowanie. Lokal zostaje w Wólce.
- Osiem lat temu lokal był w Wólce, cztery lata temu też. Przy każdych wyborach powszechnych tam jest lokal wyborczy. Ja mam 1,5 km do remizy. Nie po to się próbowało zmieniać lokal na Wilków, żeby pan Złotucha (red. wicestarosta opolski, znajomy prezesa LIR) miał blisko? – odbija piłeczkę Jolanta Szałas.
Ścieli się o mężów zaufania
Kością niezgody okazali się również mężowie zaufania. Ale w tej kwestii zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej zaczął mówić dwugłosem.
Prezes LIR optował za mężami zaufania i robił wszystko, aby w niedzielę w lokalach wyborczych pojawili się.
Prawdziwy dym powstał po tym, jak zarząd Lubelskiej Izby Rolniczej podjął uchwałę w sprawie ustanowienia mężów zaufania. Za przyjęciem głosowało tylko dwóch członków zarządu – Piotr Burek i Antoni Szczepaniak, reprezentujący powiat lubartowski.
Pozostali członkowie nie brali udziału w tym głosowaniu i zarzucają prezesowi, że postępuje niezgodnie z prawem. Twierdzą, że nie doszło do zwołania posiedzenia zarządu tylko Piotr Burek wykorzystał fakt, że wojewoda zaprosił członków zarządu LIR na spotkanie robocze do siebie i po tym spotkaniu w siedzibie Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego dwóch członków zarządu izby przegłosowało sobie uchwałę o mężach zaufania.
- Nie spełnione były procedury, co do podjęcia takiej uchwały, bo to nie było posiedzenie zarządu – nie ma cienia wątpliwości Gustaw Jędrejek wiceprezes LIR.
W sprawie tej uchwały nadzór prawny wojewody lubelskiego wszczął już postępowanie wyjaśniające. Prawnicy ustalają, czy podjęta została zgodnie z prawem czy też nie. Zażyczyli sobie przesłania wszystkich dokumentów, m.in. zawiadomienia o posiedzeniu zarządu, protokołu i listy obecności.
- Nie wiem czy to o przestępstwo się nie ociera. Zostały spreparowane dokumenty. Wojewoda został świadomie wprowadzony w błąd – uważa Gustaw Jędrejek.
Prezes odbija piłeczkę. Twierdzi, że nie zna argumentacji nadzoru prawnego wojewody.
- Jeśli chcemy demokracji, praworządności to dlaczego zarząd boi się czegoś, co nazywa się mąż zaufania? Jeśli ktoś nie chce mężów zaufania to teoretycznie ma coś do ukrycia, albo chce manipulować. Jest coś na rzeczy skoro nie chce się tego zrobić – komentuje całą sprawę Piotr Burek i powołuje się na przykład Wielkopolskiej Izby Rolniczej, gdzie mężowie zaufania byli powołani oraz na opinię, jaką dostał od prawników z Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Choć opinia ta wskazywała, że ani Ustawa o izbach rolniczych, ani uchwała Krajowej Rady Izb Rolniczych nr 1/2019 nie przewiduje instytucji mężów zaufania to "nie mniej jednak Wojewódzka Izba Rolnicza może dopuścić udział takich mężów zaufania w wyborach do izb rolniczych".
- My nie jesteśmy przeciwko mężom zaufania, niechby oni byli. Tylko w tej chwili nie ma na to żadnego prawnego umocowania, więc na jakiej podstawie można takiego męża zaufania wprowadzić do lokalu, rozliczyć go, czy coś mu nakazać – pyta Gustaw Jędrejek.
Zabrali dokumenty
Wojewódzka Komisja Wyborcza w Lublinie interweniowała w Okręgowej Komisji Wyborczej w Chodlu. Doszło do tego, że zabrane zostały tej komisji wszystkie dokumenty.
- Odebraliśmy komisji dokumenty, aby nie było próby fałszowania ich – mówi przewodniczący Andrzej Stasiak.
A stało się to po zgłoszeniach telefonicznych, jakie otrzymywała Wojewódzka Komisja Wyborcza w Lublinie od mieszkańców, którzy donosili, że po ustawowym terminie dwoje kandydatów z gminy Chodel - Anna Głusiec i Sławomir Milczach, którzy są też radnymi gminnymi - zbierało podpisy na swoich listach poparcia.
- Był czas, były terminy, było to wszystko podane do publicznej wiadomości. Nie można czegoś takiego robić – mówi przewodniczący WKW.
Ostatecznie okazało się, że tej dwójce zabrakło trzech podpisów i tym samym zostali wykluczeni z udziału w wyborach.
- Co prawda pani Głusiec i pan Milczach zebrali wymaganą liczbę podpisów, ale część z tych osób nie była w spisie wyborców, więc w tamtym momencie nie była uprawniona do głosowania. Okręgowa komisja wezwała ich do uzupełnienia podpisów. Mieli na to określony czas, ale tego nie zrobili. Zaczęli zbierać po terminie – tłumaczy Andrzej Stasiak.
Gmina Chodel odpowiedzialna była za przygotowanie spisu wyborców. Miała to wykonać na zlecenie wojewody do 17 czerwca. W terminie się wyrobiła. Ale po całym tym zamieszaniu przygotowała drugi spis wyborczy, na którym chciała, aby WKW ostatecznie bazowała. Ale drugi spis nie został uwzględniony.
Po tym co się stało były wójt gminy Chodel, który startuje w wyborach do izby rolniczej, chciał nawet zmiany przewodniczącej OKW w Chodlu. Ale jego wniosek nie zyskał poparcia w Lublinie.