Od około miesiąca trwają protesty po orzeczeniu zdominowanego przez rządzącą partię Prawo i Sprawiedliwość, Trybunału Konstytucyjnego, który 22 października orzekł, że aborcja z powodu ciężkiego upośledzenia płodu jest niezgodna z polską Konstytucją. W całym kraju odbywają się manifestacje i różne akcje społeczne. W trakcie niektórych np. podczas marszu "Wszyscy na Lublin" policja karała uczestników, spisując ich, dając mandaty, czy zatrzymując. Z kolei np. w Warszawie nieumundurowani policjanci z pałkami teleskopowymi, zatrzymywali uczestników, a inni funkcjonariusze używali gazu wobec strajkujących.
- Od kilku tygodni protestujemy ws. Prawa do bezpiecznej aborcji i przeciwko piętrzącym się absurdalnym decyzjom władzy, które uderzają w podstawowe prawa człowieka. Rządzący chcąc zdusić gniew, który wywołały ich działania, posunęli się tym razem do użycia siły, nakazując policji brutalne stłumienie warszawskich protestów. Ale my nie damy się zastraszyć! Kolejne policyjne represje potęgują tylko naszą wściekłość i determinację w buncie przeciwko władzy - informuje Ogólnopolski Strajk Kobiet Lublin, na wydarzeniu "Nie damy się zastraszyć" na Facebooku.
Dodatkowo na ostatniej sesji Rady Miasta Lublin (19 listopada) jeden z radnych PiS określił protesty mianem “Marszu wściekłych macic". Zdaniem lubelskiego Strajku Kobiet nie sposób się z tym nie zgodzić i faktycznie jako kobiety - są wściekłe, bo ich zdaniem to skandal, że w XXI wieku nie przestrzegane są prawa człowieka - prawa do wyrażania swoich poglądów, prawa do decydowania o swoim ciele, prawa do ochrony godności.
- Działania policji w ostatnich dniach to również działania lubelskich policjantów - byli oni oddelegowani do pacyfikowania demonstracji w Warszawie i nie kryli skąd przyjechali. Delegowanie policjantów do innych miast ma ułatwić im wykonywanie rozkazów - łatwiej pałować nieznane osoby niż własne córki czy siostry. Apelujemy - zdejmijcie mundury, przeproście matki! - czytamy na fecebookowym wydarzeniu.
Organizatorzy nawołują, żeby nie dać się zastraszyć, a standardy, jak określają - "rodem z białoruskiego OMONu" nie przejdą, a odpowiedzialni za to muszą ponieść konsekwencje swoich działań i odpowiedzieć za przekroczenie uprawnień.