reklama
reklama

Ilu Polaków pójdzie do urn w jesiennych wyborach parlamentarnych?

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Jarocinska.pl

Ilu Polaków pójdzie do urn w jesiennych wyborach parlamentarnych? - Zdjęcie główne

Według przedwyborczych sondaży nadal niemal połowa Polaków nie chce głosować w wyborach. | foto Jarocinska.pl

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Wybory parlamentarne za pasem. Lada dzień prezydent może ogłosić ich termin przypadający pomiędzy 15 października a 5 listopada. Ilu Polaków pójdzie do urn? Czy po raz kolejny niemal połowa zostanie w domach?
reklama

Do 12 sierpnia prezydent Andrzej Duda musi ogłosić termin tegorocznych wyborów parlamentarnych. Do dyspozycji ma jedną z czterech niedziel pomiędzy 15 października a 5 listopada. W partyjnych kuluarach mówi się, że najbardziej prawdopodobna jest pierwsza data. Jej ogłoszenie będzie równoznaczne z oficjalnym rozpoczęciem kampanii wyborczej.

Sondaże pokazują, że połowa Polaków zostanie w domach

Przedwyborcze sondaże nie napawają optymizmem. Wynika z nich bowiem, że nadal niemal połowa Polaków nie zamierza brać udziału w wyborach. O ile w czerwcowym sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski chęć zadeklarowało 54 proc. ankietowanych, o tyle miesiąc później w ponownym badaniu już tylko 48,4 proc. respondentów planowało głosowanie, przy czym „zdecydowanie tak” odpowiedziało 40,5 proc. Z kolei 24,4 proc. osób odpowiedziało, że „raczej nie” weźmie udziału w wyborach, a 27 proc. było pewne, że tego nie zrobi. Podobne deklaracje padły w opublikowanym w połowie lipca badaniu IBRiS dla „Wydarzeń” Polsatu. Tam chęć udziału w wyborach parlamentarnych wyraziło 51,3 proc. ankietowanych.

- W ciągu ostatnich kilkunastu lat frekwencja w wyborach parlamentarnych i prezydenckich w Polsce ma tendencję wzrostową – mówi prof. Rafał Drozdowski, socjolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – O ile w 2005 roku do urn poszło niewiele ponad 40 procent uprawnionych, o tyle w 2015 r. przekroczyliśmy 50 procent, a w 2019 r. głosowało prawie 62 procent. Można więc spodziewać się utrzymania tej tendencji. Coraz trudniej będzie jednak zmobilizować tych, którzy już od lat są niezaangażowani. Ich zobojętnienie na politykę pogłębia się.

Zaskakujące, ale wpisujące się w tendencję wzrostową, są wyniki opublikowanego w połowie lipca sondażu CBOS. Chęć udziału w najbliższych wyborach parlamentarnych wyraziło bowiem aż 79 proc. badanych. Niezdecydowanych było 12 proc.

Politycy nie rozumieją potrzeb młodych, młodzi nie wierzą politykom

Frekwencja wyborcza zależy od bardzo wielu powiązanych ze sobą zmiennych. Wbrew czysto politycznym kalkulacjom partyjnych przedstawicieli, którzy szukają koalicji, frekwencji sprzyja szeroka oferta wyborcza. Im więcej komitetów i programów, tym mniej osób powie, że nie ma na kogo zagłosować. Do urn przyciąga również plebiscytowy charakter głosowania, w którym nie stawia się krzyżyka przy konkretnych, popieranych rozwiązaniach i ludziach, ale opowiada się za lub częściej przeciw szerszej, ogólnej wizji państwa.

- Frekwencji sprzyja także obecność ugrupowania, które nazywamy antysystemowym i antyestablishmentowym, jak kiedyś Samoobrona Andrzeja Leppera, Ruch Palikota czy potem Kukiz’15 – tłumaczy prof. Rafał Drozdowski. – Taka formacja ma szansę przyciągnąć do urn osoby zrażone do całej klasy politycznej. Odcina się bowiem od niej, twierdząc, że ma czyste, nieumazane politycznymi grami ręce. Takie wrażenie sprytnie tworzy teraz Konfederacja, chowając w cień historycznych liderów (głównie chodzi o Janusza Korwina-Mikkego) i dotychczasowe zaangażowanie polityczne. Statystyczny, potencjalny wyborca Konfederacji to młody mężczyzna, który niedawno wszedł w dorosłość.

A to właśnie najmłodsi Polacy z prawami wyborczymi prezentują dziś najsilniejsze antypolityczne postawy, które przekładają się na niechęć do głosowania w wyborach. W 2019 r. wyborcy w wieku 18-29 lat najmniej licznie poszli do urn. Frekwencja w tej grupie wyniosła 46,4 proc. Pod koniec marca br. Ipsos przeprowadził dla OKO.press i TOK FM sondaż, w którym 54 proc. badanych w wieku 18-29 lat zadeklarowało udział w wyborach parlamentarnych. To najniższa deklarowana frekwencja wśród wszystkich grup wiekowych. Jeszcze gorzej wyglądało to po zadaniu dodatkowego pytania o determinację wyborczą. Tylko 39 proc. młodych powiedziało, że pójdzie do urn na pewno. Z kolei masowo do wyborów chcieli iść Polacy powyżej 60. i 70. roku życia.

– Sondaż daje obraz smutny, bo pokazuje, że „święto demokracji" może jesienią 2023 roku przypominać trochę Dzień Babci czy Dzień Dziadka. Innymi słowy – młodsze, a zwłaszcza najmłodsze pokolenie wyborców i wyborczyń, nie czują, że to dla nich szczególnie ważny dzień. Demokracja parlamentarna działa w sposób skrzywiony, rozmija się z pragnieniami i potrzebami osób młodszych, staje się formułą przeszłości – komentował wyniki sondażu Piotr Pacewicz, redaktor naczelny OKO.press.

Kobiety mogą zdecydować o wyniku wyborów. O ile pójdą do urn

Polska scena polityczna ulga ciągłej polaryzacji (która notabene nie sprzyja frekwencji), przez co osoby, które nie identyfikują się ani ze Zjednoczoną Prawicą, ani z Koalicją Obywatelską, podczas kolejnych wyborów zostają w domach i coraz mniej prawdopodobne jest, by kiedyś chciały iść głosować. Chyba że politycy będą próbowali odebrać im coś, co jest dla nich ważne i dotychczas było gwarantowane.

– Wybory w ostatnich latach – zwłaszcza w 2015 roku – zaangażowały sporą grupę obywateli, których przekonały obietnice wyborcze PiS. Zazwyczaj jednak obietnice wcale nie mobilizują tak bardzo, jak strach przed utratą lub chęć odzyskania czegoś, co już się straciło – uważa socjolog UAM prof. Rafał Drozdowski. – W najbliższych wyborach te dwa ostatnie czynniki będą bardziej mobilizujące. W kampanii szalenie istotna będzie komunikacja kierowana do młodych kobiet, rolników i klasy średniej, gdyż te grupy straciły i wciąż mają najwięcej do stracenia.

W kontekście kobiet mowa przede wszystkim o silnym ruchu związanym z Czarnym Protestem z 2020 r., podczas którego sprzeciwiano się zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Gdyby liczebność i mobilizacja były nadal takie same, kobiety pewnie mogłyby znacząco wpłynąć na wyniki wyborów. Tyle że dopiero od niedawno zaczęły się bardziej angażować. Przez lata ich partycypacja wyborcza była niższa niż mężczyzn.

Pierwszy raz zmieniło się to w wyborach parlamentarnych w 2019 r., gdy frekwencja wśród kobiet wyniosła 61,5 proc., a wśród mężczyzn 60,8 proc. Prawdziwy skok nastąpił jednak w drugiej turze wyborów prezydenckich w 2020 r., gdy do urn poszło 72,1 proc. kobiet, a tylko 65,3 proc. mężczyzn. Choć większość przedwyborczych sondaży na razie nie przedstawia prognozowanej frekwencji z podziałem na płeć, z wyników Sondażu Obywatelskiego przeprowadzonego w czerwcu przez Kantar Public na zlecenie Fundacji Długiego Stołu można dowiedzieć się, że deklarowany udział kobiet w wieku 18-39 lat wynosi zaledwie 45 proc. przy 52 proc. mężczyzn.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama