W poniedziałek, 15 lipca, łukowscy dziennikarze
otrzymali MMS-a od jednego z mieszkańców ul. Łapiguz. Załączone do informacji
zdjęcie przedstawiało kilka stojących tam ciężkich samochodów. "Kolejka tirów
ze zbożem do ŁukPaszu" - napisał nadawca. I dodał: "Zaczęło śmierdzieć
mieszanką. Wszystko przed nami".
Tiry korkują ulicę
"Wspólnota" skontaktowała się z tym łukowianinem. Zgodził się na rozmowę, ale nie chce ujawniać swojego nazwiska.
- To zdjęcie zrobiłem w poniedziałek o dziewiątej rano. Wyszedłem na ulicę i zobaczyłem tiry zakręcające w stronę Strzelniczej. Zrobił się korek - opowiada.
Jak dodaje mężczyzna, problem z samochodami dostawczymi przyjeżdżającymi do niedawno wybudowanej tu fabryki ŁukPaszu jest coraz większy.
- Kiedy rozpocznie się rok szkolny,
Łapiguz będzie non-stop zakorkowany - ocenia.
Śmierdzi szpitalem
Dużo bardziej Czytelnika niepokoi jednak inna kwestia związana z mieszalnią pasz przy Strzelniczej.
- Od miesiąca dookoła fabryki roznosi się drażniący, kojarzący się ze szpitalem zapach. Czuć w nim medykamenty, czyli lekarstwa dodawane do pasz, ale i paloną kukurydzę. To robi się coraz bardziej uciążliwie. W ubiegłą niedzielę koło szesnastej wybraliśmy się samochodem nad zalew. Nie dało się jechać, tak zatykało gardło. Dziecko zaczęło mi się dusić. Musieliśmy się zatrzymać i schować za drzewami - relacjonuje mężczyzna.
Jak mówi, wiele osób miało podobne doświadczenia.
- Właściciel jednej z działających tu firm opowiadał, że kiedy jego żona wróciła z pracy o dwudziestej drugiej, ledwo przyjechała, tak dusił ją ten odór. Rozmawiałem z mieszkańcami Łapiguza, Nadrzecznej, Ławeckiej i Zimnej Wody. Wszędzie tam to czuć. Ale nie każdy wyłapuje ten zapach, bo on przychodzi falami, zależnie od tego, jak zawieje wiatr.
Nasz rozmówca przypomina, że mieszkańcy tych okolic byli przeciwni budowie mieszalni pasz przy Strzelniczej już na początku 2016 r., kiedy pojawiły się pierwsze informacje o inwestorze w łukowskiej strefie ekonomicznej.
- Są ludzie, którzy sprzedali swoje domy
na ul. Łapiguz i przeprowadzili się poza Łuków, bo wiedzieli, co oznacza takie
sąsiedztwo. Ja sam też zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Już nie długo
nie będzie się dało tu żyć, a na dodatek działki stracą na wartości - uważa.
Szczotka: Zapach, nie smród
Dawid Szczotka, dyrektor ds. operacyjnych spółki ŁukPasz, mówi "Wspólnocie", że przed rozpoczęciem pracy w Łukowie słyszał legendy krążące o tej mieszalni pasz. Jak zdradza, opowiadali mu je lokalni pracownicy budżetówki, a nawet ludzie, których chciał tu zatrudnić. Dziwi go jednak, że mieszkańcy okolicznych ulic uznali fabrykę przy Strzelniczej za uciążliwą akurat w lipcu bieżącego roku.
- Produkcję testową rozpoczęliśmy w lutym, a w marcu dostaliśmy oficjalne pozwolenie na użytkowanie. A od maja prowadzimy produkcję trzyzmianową - wylicza. - Mimo to nie spotkałem osobiście żadnego przeciwnika naszej fabryki, choć znam kilka nazwisk osób, które były przeciwne jej wybudowaniu. Dopiero kilka dni temu dowiedziałem się, że na Facebooku umieszczono zdjęcie tirów i komentarz o smrodzie. Jeśli te osoby przez cztery miesiące nie zauważyły, że pracujemy, to oznacza, że nasze oddziaływanie na środowisko jest najwyraźniej niezauważalne - dodaje.
Oprowadzając nas po poszczególnych pomieszczeniach fabryki, od magazynów po produkcję, Dawid Szczotka kilkakrotnie z przekonaniem podkreśla: tu nie ma smrodu.
- Na żadnym etapie, choć zarzucano nam
to na długo przed rozpoczęciem produkcji, nie używamy produktów zwierzęcych, a
już na pewno padliny, bo i takie legendy słyszałem. To jeden z
najnowocześniejszych tego typu zakładów w Polsce, podlegający bardzo
restrykcyjnym obostrzeniom. Każdy stosowany przez nas surowiec jest czysty i
nie śmierdzi. Owszem, niektóre z nich, na przykład zakwaszacze, są nieco
bardziej intensywne. Ale to zapachy, których nie da się wyczuć za ogrodzeniem
naszej fabryki - podkreśla stanowczo dyrektor.
Nie ma sznura samochodów
Dawida Szczotkę zaskoczył też alarmujący ton MMS-a o tirach na Łapiguzie.
- Samochody nie muszą korkować tamtej ulicy, bo przy mieszalni jest parking na kilkanaście tirów. Nawet kiedy w drugim tygodniu lipca zanotowaliśmy rekord, jeśli chodzi o przyjeżdżające tu samochody, wszystkie się tam mieściły. Gdyby jednak się nie mieściły, kolejne 10 spokojnie mogłoby zaparkować już na terenie fabryki. Żeby sznur samochodów sięgał ul. Łapiguz, musiałoby ich tu stać koło setki. A tak wielkiej liczby nie przyjmiemy choćby ze względu na możliwości fabryki. Dziennie możemy obsłużyć średnio 24 ciężarówki przywożące półprodukty i wywożące gotową paszę - podkreśla.
Dyrektor dodaje też, że tiry wywożące pasze z mieszalni nie emitują zapachów:
- Przepisy nakazują, by te składniki
były przewożone w szczelnie zamkniętych komorach, często cysternach. Trudno więc
z nich poczuć jakikolwiek zapach.
Będzie konfrontacja?
Czy argumenty szefa ŁukPaszu przekonają mieszkańców okolicznych ulic?
- Nie zostawimy tej sprawy - zapowiada w rozmowie ze "Wspólnotą" autor MMS-a. - Teraz są wakacje i każdy gdzieś wyjeżdża, więc trudno byłoby zebrać większą liczbę osób. Wszyscy, z którymi rozmawiałem, mówią: "Zobaczymy, co się będzie dalej działo". Ale myślę, że we wrześniu zmontujemy coś grubszego - zdradza.
Dawid Szczotka odpowiada na to ze spokojem:
- Jestem otwarty na dyskusję. Jeśli ci państwo mają jakiekolwiek merytoryczne argumenty, chętnie ich wysłucham, na przykład na spotkaniu w redakcji "Wspólnoty" i przedstawię swoje. Jestem też gotowy zaprosić do naszej mieszalni pracowników, któregoś z akredytowanych laboratoriów, by pobrali próbki z produkcji i sprawdzili, czy nie spełniają norm - kończy.