Anestezjolożka sama przez dwa dni z chorym na koronawirusa, mieszkańcy nie chcieli sąsiedztwa pielęgniarek w kwarantannie

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: screen z YouTube/powiat lubelski

Anestezjolożka sama przez dwa dni z chorym na koronawirusa, mieszkańcy nie chcieli sąsiedztwa pielęgniarek w kwarantannie - Zdjęcie główne

Największym problemem było to, że z tym pacjentem i całą aparaturą została jedna anestezjolożka. Ona przez 48 godzin sama odpowiadała za stan tego pacjenta - podkreślił starosta | foto screen z YouTube/powiat lubelski

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Powiat lubelski To w szpitalu powiatowym hospitalizowano pierwszego pacjenta zakażonego koronawirusem w województwie. Starosta Zdzisław Antoń opisał kulisy wydarzeń z początku marca: - To był początek. Nikt z personelu nie zakładał jeszcze wówczas odzieży ochronnej.

Dwie próby


10 marca potwierdzono pierwszy przypadek zdiagnozowanego zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 w województwie lubelskim. Był to mężczyzna z gminy Niedrzwica Duża w powiecie lubelskim. Pacjent trafił do szpitala w Bełżycach.


- Byliśmy jednym z pierwszych powiatów w Polsce, w których koronawirus został zidentyfikowany - podkreślił starosta Zdzisław Antoń, który zdradził nieco kulis tamtej sytuacji podczas ostatniej sesji Rady Powiatu Lubelskiego. - To była bardzo trudna sytuacja. Pogotowie przywiozło chorego do szpitala w Bełżycach, który w przeprowadzonym z nim wywiadzie zaprzeczył, by miał styczność z kimś z zagranicy, po czym dość szybko okazało się, że jest chory na koronawirusa. Mieliśmy w związku z tym kilka stresujących dni. Mężczyzna pozostawał w naszym szpitalu przez trzy lub cztery doby, bo jego stan był naprawdę ciężki. Podjęto co najmniej dwie próby przewiezienia go do szpitala zakaźnego w Lublinie, ale w obu przypadkach lekarze z Lublina twierdzili, że stan pacjenta nie pozwala na transport - wspominał starosta.


Ostatecznie pacjent wygrał walkę z chorobą.


- W końcu udało się przetransportować do Lublina. Już wyzdrowiał, nie ma zagrożenia jego życia - podkreślił Zdzisław Antoń.


Dwie doby przy pacjencie


Jak wskazał w swojej wypowiedzi Zdzisław Antoń, największym problemem było to, że z tym pacjentem i całą aparaturą została jedna anestezjolożka.


- Ona przez 48 godzin sama odpowiadała za stan tego pacjenta, wychodziła do sąsiedniego pomieszczenia, by przez godzinę lub dwie się zdrzemnąć. Nie można było nakłonić, przekonać, namówić żadnego innego lekarza anestezjologa z Lublina, by przyjechał do Bełżyc i ją zmienił. Pani doktor wytrzymała, należą jej się podziękowania i nagroda. Mam nadzieję, że jak to wszystko się uspokoi, jak już będziemy się mogli normalnie zebrać, to zaprosimy ją do Starostwa Powiatowego i jej podziękujemy - zapewnił szef Starostwa Powiatowego w Lublinie.


Nie chcieli pielęgniarek za płotem


Opieka nad pacjentem zakażonym koronawirusem była dla personelu szpitala w Bełżycach sytuacją bez precedensu. Brakowało jeszcze odpowiednich procedur i wyposażenia pozwalającego na w pełni bezpieczną hospitalizację takiego chorego. Tym bardziej, że fakt, iż mężczyzna z gminy Niedrzwica Duża jest może być zakażony SARS-CoV-2, ustalono dopiero po pewnym czasie pobytu pacjenta w placówce. W efekcie część personelu trafiła na kwarantanny. Nie spodobało się to sąsiadom miejsca, które wyznaczono na pobyt dla potencjalnie zakażonych medyków.


- To był zupełny początek. Nikt z personelu medycznego nie zakładał jeszcze wówczas odzieży ochronnej. Wszystkie osoby, które miały styczność z tym pacjentem w szpitalu, zostały skierowane na kwarantannę. Bardzo szybko uruchomiliśmy obiekty na kwarantanny. W pierwszej kolejności to był internat w Piotrowicach. Uruchomiliśmy to miejsce błyskawicznie, w ciągu doby. Załatwiliśmy to rozmową telefoniczną i nakazem na piśmie od wojewody. Było tam ponad 20 miejsc, trafiło tam na 14-dniową kwarantannę 11 pielęgniarek. To nie było łatwe. Pielęgniarki przewieźliśmy tam w nocy, a już kolejnego dnia była interwencja mieszkańców Piotrowic, którzy mówili, że nie zgadzają się na to i nie chcą tu nikogo, kto mógł mieć kontakt z koronawirusem. Tymczasem pielęgniarki były pilnowane przez policję, ale i tak były bardzo zdyscyplinowane, nie wychodząc poza wyznaczony teren - powiedział starosta lubelski.


Na szczęście, żadna z pielęgniarek ze szpitala w Bełżycach nie została zakażona koronawirusem.


Uniknęliśmy załamania


Dotychczas (stan na 27 maja) zdiagnozowanych zakażonych w naszym województwie jest 470 osób. 15 z nich walka z chorobą zakończyła się śmiercią. Jednocześnie odnotowano dotąd 323 ozdrowieńców.


- Ważna jest niska śmiertelność koronawirusa. To ważny wskaźnik. Niektórzy kwestionują wprowadzanie obostrzeń, bo w gruncie rzeczy dotkniętych najgorszym skutkiem, czyli śmiercią, jest dużo mniej osób, niż w przypadku niektórych innych chorób. Na czym polega problem? Na tym, że gdyby rząd nie wprowadził takich rozwiązań, to moglibyśmy mieć w naszych szpitalach nie kilkadziesiąt, a kilkaset czy nawet kilka tysięcy osób zakażonych. Doszłoby wówczas do załamania służby zdrowia, tak jak we Włoszech czy Hiszpanii. Specyfika tej choroby jest taka, że w krótkim czasie zakażonych jest bardzo dużo osób, jeśli nie podejmie się drastycznych kroków w kwestii kwarantanny - podsumował swoją wypowiedź starosta.


Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE