O Karolu Levittoux, organizatorze antycarskiej konspiracji, który, nie chcąc wydać przyjaciół w śledztwie, popełnił samobójstwo przez samospalenie w cytadeli warszawskiej, pisali wiersze poeci, a Przemysław Gintrowski nagrał łapiącą za serce piosenkę. Brat Karola, Henryk, wiódł życie dłuższe i spokojniejsze, ale i on stał się bohaterem wybitnego dzieła sztuki.
Syn oficera napoleońskiego, który wżenił się w Polskę, urodził się i do pierwszych szkół chodził w Łukowie. Naukę kontynuował w Warszawie, skąd w 1844 roku wyjechał do Paryża, gdzie ukończył studia medyczne. Zajmował się chorobami nerwowymi. Odrzucał niesłychanie wówczas popularną terapię elektrowstrząsami, przekładając ponad nią przypalanie rozpalonym żelazem (!). Był miłośnikiem sztuk pięknych, zajmował się rzeźbiarstwem, opracował metodę zdejmowania odlewów gipsowych z żywych modeli. Przyjaźnił się z Janem Matejką, który, jak wiadomo, wyszukiwał wzorce dla malowanych przez siebie postaci często wśród bliskich znajomych. Kiedy wielkiemu artyście zlecono, zapewne z okazji 400-lecia urodzin astronoma, namalowanie okolicznościowego obrazu, ten zwrócił uwagę na twarz przyjaciela domu. Owocem tej znajomości był też portret Marii Levittoux, przedwcześnie zmarłej córki lekarza, namalowany po jej śmierci w 1872 roku. Został pochowany na cmentarzu Powązkowskim.
reklama
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.