Do zdarzenia doszło w Dąbrowie Górniczej. Śląska policja potwierdziła oficjalnie, że opisywana sytuacja miała miejsce. Sprawę bada już Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
W radiowozie znaleźli koks o wartości 300 złotych. Policjanci mogą stracić pracę
Do kradzież, albo też prób kradzieży węgla, dochodzi na Śląsku dość często. Dlatego służby są szczególnie wyczulone na osoby, które kręcą się w miejscu, gdzie jest on składowany. Są tam również ustawione fotopułapki. To właśnie dzięki tym urządzeniom udało się zatrzymać kolejnych amatorów "darmowego" opału. Zapewne o sprawie nie byłoby tak głośno, gdyby nie okazało się, że służby zatrzymały... umundurowanych policjantów, którzy na miejsce podjechali służbowym, nieoznakowanym samochodem.
Straż Ochrony Kolei dostała informację o kręcącym się pojeździe na terenie kolejowym obok hałdy węgla. Pojazd szybko udało się namierzyć. W środku, jak się okazało, siedziało dwóch policjantów ze Sławkowa. Ponadto w pojeździe służby znalazły dwa worki z koksem o wartości 300 zł. Na miejsce został wezwany przełożony funkcjonariuszy.
Komisarz Magdalena Szust z zespołu prasowego śląskiej policji informuje, że sprawą zajmuje się Wydział Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Jeżeli zarzutu się potwierdzą, mężczyzn czeka wydalenie ze służby. I tak najpewniej się stanie, ponieważ sprawa wygląda na oczywistą. Dowodem w niej będą zdjęcia z fotopułapki, na których widać umundurowanych policjantów, którzy ładują koks do worków.
CZYTAJ TAKŻE: Województwo lubelskie: Zastępca komendanta policji zwolniony. Będąc nietrzeźwym, miał zniszczyć drzwi do restauracji
Weryfikujemy, czy tego typu zdarzeń było więcej, czy to była jednorazowa sytuacja. Wyjaśniamy również, czy worki były faktycznie dwa, czy też więcej. Jeżeli wszystkie informacje się potwierdzą, policjantów czeka surowa kara. W policyjnych szeregach nie ma miejsca dla takich osób
– informuje funkcjonariuszka.
O tych sprawach wciąż jest głośno
To kolejne sytuacja, która przedstawia policjantów w niekorzystnym świetle. Na początku stycznia cała Polska usłyszała o radiowozie, który w okolicach Pruszkowa uderzył w drzewo. Jak się okazało, kierowca stracił panowanie nad samochodem. Funkcjonariusze wracali z interwenci. I znowu o sprawie zapewne nie byłoby tak głośno, gdyby nie wydało się, że na tylnej kanapie znajdowały się dwie dziewczyny w wieku 17 i 19 lat. Po tym, jak radiowóz się rozbił, jeden z policjantów kazał im "sp……ać!” – jak opisywała to mama jednej z dziewczyn. Zanim na miejscu pojawiło się pogotowie, nastolatki zadzwoniły po znajomych, którzy udzielili im pomocy. Później okazało się, że młodsza z dziewczyn jest mocno potłuczona i ma złamany nos. W tej sprawie wszczęto również postępowanie dyscyplinarne. Pełnomocnikiem nastolatek został Roman Giertych.
Nie można nie przypomnieć sprawy generała Jarosława Szymczyka, szefa Komendy Głównej Policji. W środę, 14 grudnia, ok. godz. 7:50, w pomieszczeniu sąsiadującym z gabinetem Komendanta Głównego Policji doszło do eksplozji. Eksplodował... jeden z prezentów. Okazało się, że wybuchł granatnik, który funkcjonariusz otrzymał właśnie w prezencie, kiedy przebywał na Ukrainie. Podarunek miał dotrzeć do Polski specjalnym pociągiem kursującym na Ukrainę z Przemyśla i z powrotem. Dziennikarz Radia Zet doniósł, że według jego informatora, podarunek nie przeszedł żadnej kontroli granicznej i celnej. Komendant przyznał, że do kraju przywiózł nie jedną, a dwie tuby po granatnikach. Jedna z nich miała być głośnikiem bluetooth.
Złapałem tubę granatnika w dolnej części, lekko się pochyliłem i podniosłem ją do pionu. Kiedy ją postawiłem, to nastąpiła potężna eksplozja
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.