– W tym roku mieliśmy już ponad 50 potwierdzonych zgłoszeń. Metody przez nas stosowane są skuteczne, niemniej część miejsc się powtarza ze względu na rozsiewanie się barszczu Sosnowskiego z roślin, które nie zostały zniszczone na terenach osób prywatnych, firm i spółdzielni, mimo naszych licznych apeli. Rośliny te sąsiadują lub sąsiadowały z terenami miejskimi, a Miasto nie ma podstaw prawnych, aby wchodzić na tereny prywatne i usuwać barszcz. Taka sytuacja miała miejsce w zeszłym roku m.in. na ul. Sachsów, ul. Wądolnej czy ul. Willowej. Należy również pamiętać, że nie wszystko co kwitnie jak barszcz Sosnowskiego i ma do niego podobne liście, jest nim faktycznie. Podobne do barszczu są inne, bardzo cenne dla naszego ekosystemu rośliny, jak na przykład arcydzięgiel czy dziki pasternak i tych gatunków nie należy niszczyć – mówi Hanna Pawlikowska, Miejski Architekt Zieleni.
Barszcz Sosnowskiego jest najbardziej niebezpieczną z roślin inwazyjnych, jakie możemy spotkać na terenach zielonych Lublina. Co roku miasto prowadzi działania z usuwaniem wspomnianych roślin. W tym roku zlokalizowano już kilkadziesiąt ognisk barszczu. Usunięcie rośliny nie jest proste. Samo skoszenie nie powoduje jej stałego usunięcia, gdyż roślina odrasta poprzez system korzeniowy. Konieczne jest najpierw opryskanie rośliny silnym herbicydem, następnie, po uaktywnieniu się środka chemicznego, ścięcie rośliny, a potem zakroplenie herbicydu, tym razem do ściętych łodyg. Po opryskaniu, na aktywne działanie środka chemicznego potrzeba co najmniej 24 godzin bezdeszczowej pogody, gdyż w przeciwnym przypadku zabieg jest nieskuteczny. Barszcz może spowodować poważne poparzenia skóry.
Gdy napotkamy roślinę na terenie miejskim, powinniśmy niezwłocznie skontaktować się ze Strażą Miejską. Na terenie spółdzielni mieszkaniowej, należy zwrócić się z kolei do administracji. Jeśli roślina pojawi się na terenie prywatnym, jej usunięcie należy do właściciela terenu.