reklama

14-letni Filip postrzelony w głowę z wiatrówki

Opublikowano:
Autor:

14-letni Filip postrzelony w głowę z wiatrówki - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPOW. ŁUKOWSKI: Chłopak nagle poczuł silny ból. Po rękach popłynęła krew. Ktoś strzelał do niego i kolegów z broni pneumatycznej.

Bulwar nad Krzną to popularne w Łukowie miejsce spotkań młodzieży. Latem jest tu tłoczno i gwarno. Jedni spacerują, drudzy jeżdżą na rolkach i rowerach. To właśnie tu w środę (31 lipca) wieczorem z dwoma kolegami spędzał czas z 14-letni Filip. 

Dwóch pijanych i głośna muzyka 

Kilka minut wcześniej, zmierzając na bulwar od strony marketu na ul. Stodolnej, Filip, Kamil i Krzysiek (imiona zmienione) mijali dwóch starszych od siebie mężczyzn. - Widać było, że są pod wpływem alkoholu - relacjonuje Krzysztof. Chłopaki postanowili usiąść  na ławce na wysokości ogródków działkowych "Promyk". Skorzystali z tej,  która akurat wyposażona jest w ładowarki do smartfonów. Chcieli podładować baterie, żeby móc bez obawy słuchać ulubionej muzyki. Po kilku minutach mężczyźni, których widzieli wcześniej, wrócili. - Tuż za nami weszli na jedną z działek - relacjonuje chłopak. - Nie zaczepiali nas, nie odzywali się. Było spokojnie - dodaje. 

Młodzi ze spuszczonymi głowami i zaangażowaniem śledzili to, co dzieje się na ekranach telefonów.  Minęło parę chwil, a za plecami 14-latkowie usłyszeli głośną muzykę. - Wyglądało to tak, jakby ci panowie zagłuszali naszą muzykę i rozmowę - mówi nasz rozmówca.

Świst koło ucha 

Nagle Krzysiek usłyszał dziwny świst koło ucha. Zbagatelizował go. - Pomyślałem, że to komar - przyznaje. 

Po chwili było niestety jasne, że sprawa jest dużo poważniejsza. Drugi strzał trafił Filipa w tył głowę. Chłopiec poczuł ostry ból. Odruchowo rzucił telefon i złapał się za głowę. Po rękach popłynęła krew. - Wył z przerażenia i ból - opowiada Krzysiek. - Krew rozlała się po bluzce. Krwawił dość mocno - relacjonuje chłopak. Koledzy zeskoczyli z ławki. Zachowali się bardzo przytomnie. Zapytali przechodniów, gdzie jest najlepsze miejsce, żeby do rannego mogła przyjechać karetka. Kamil już wtedy łączył się ze 112. Zespół ratownictwa medycznego zajął się postrzelonym Filipem na parkingu koło basenów.

Wraca do zdrowia 

Chłopca z raną potylicy przetransportowano do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. 

 Mama Filipa, pani Marta, przyznaje w rozmowie ze "Wspólnotą", że jej syn miał sporo szczęścia. - Tak powiedział nam lekarz, który przez dwie godziny operował syna - mówi kobieta. Zabieg przebiegał w znieczuleniu ogólnym. Filip "dostał" w prawą stronę potylicy. Śrut przemieścił się jeszcze na wysokość czterech centymetrów od miejsca, gdzie chłopak został trafiony. Według lekarzy, gdyby nie to, że w momencie strzału był pochylony, cały incydent mógł się skończyć śmiertelnie. 

14-latek opuścił szpital w niedzielę. Czuje się dobrze. Wraca do zdrowia. W tym tygodniu ma jeszcze jechać na kontrolę lekarską. 


Zatrzymani i zwolnieni 

Postępowanie w tej sprawie prowadzi Komenda Powiatowa Policji w Łukowie  Jak informuje podinsp. Andrzej Dudzik, przesłuchano nastolatków i kobietę, która była świadkiem zdarzenia. Policjanci ustalili, że strzał padł z terenu ogródków działkowych.- Tam mundurowi zastali dwóch mężczyzn w wieku 26 i 37 lat - relacjonuje oficer prasowy. 

 Jak mówi "Wspólnocie" żaden z nich nie przyznał się do postrzelenia chłopca. - Obaj zgodnie twierdzili, że nie mają z tym zdarzeniem nic wspólnego. Badanie alkomatem wykazało, że jeden z nich miał blisko dwa promile alkoholu w organizmie, drugi odmówił poddania się badaniu na trzeźwość. W trakcie przeszukania mężczyzn, jak też terenu, w którym się znajdowali, nie znaleziono nic, z czego nastolatek mógłby zostać postrzelony - zauważa Dudzik. 

Zatrzymani mężczyźni po wytrzeźwieniu zostali przesłuchani. - Z uwagi na fakt, iż nie było żadnych przesłanek wskazujących na ich udział w zdarzeniu, zostali zwolnieni. Policjanci cały czas prowadzą czynności w tej sprawie. Poszukują też osób, które w tym czasie przebywały w okolicy bulwaru i mogły widzieć zdarzenie - kończy Andrzej Dudzik.



Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE