ZS: Jako praktyk zacznę od żarciku: podobno napisałeś książkę, żeby się dorobić?
Rafał Panas: Żarcik udany, wchodzę: oczywiście!
Ile w tobie z głównego bohatera? Jakieś autobiografioły się zdarzyły?
Mam nadzieję, że stężenie Rafała Panasa w Tomku Walzu nie jest zbyt duże... Choć z drugiej strony Tomek to sympatyczny człowiek, ambitny, trochę z dawnej szkoły dziennikarskiej. Chce zostać najlepszym dziennikarzem w Polsce. Drążyć ważne tematy, zdrapywać pozłotę i sprawdzać, co się pod nią kryje, zerwać maskę z twarzy możnych tego świata. Tym Tomek różni się od wielu celebrytów, których znamy z telewizji lub internetu, a którzy są raczej pracownikami mediów czy po prostu prezenterami, a nie dziennikarzami.
Redaktor Panas taki bywał?
Mam dużą sympatię do klasycznego dziennikarstwa śledczego, tego np. z oskarowych "Wszystkich ludzi prezydenta". To mnie łączy z bohaterem "Tajemnicy prezydenta". Jednak broń Boże Tomek Walz nie jest moim alter ego. Bardzo pilnowałem się, żeby nie obarczać go moimi licznymi wadami i mniej licznymi zaletami. Ja go tylko stworzyłem, ubrałem, uczesałem i wypuściłem w świat.
Nie spojlerując: rzeczy zaczyna się od bolesnej dziennikarskiej wpadki. Każdy z nas coś takiego ma na koncie. Opowiedz o swoim najlepszym wygłupie.
Trochę ich było... Mam ulubieńca, niekwestionowanego lidera w tym rankingu. Był rok 2004, pamiętam dokładną datę - 13 czerwca, niedziela. Pamiętam, bo był to dzień pierwszych w Polsce wyborów do Europarlamentu. Pracowałem w "Gazecie Wyborczej" i przez to głosowanie miałem pełne ręce roboty. A tu przyjeżdża do Lublina arcybiskup greckokatolicki Huzar i trzeba zrobić o tym notkę. Fotoreporter przywiózł zdjęcie z nabożeństwa, zrobiłem podpis. Następnego dnia mieliśmy na głowie czterech europosłów z województwa lubelskiego, wielu zbulwersowanych czytelników, a ja koszmarną awanturę. Co się okazało? Abp. Huzar nie mógł przyjechać do Lublina, więc siłą rzeczy nie odprawił nabożeństwa. Naturalnie na zdjęciu nie było widać twarzy duchownego, bo stał tyłem do wiernych i nie mogłem go rozpoznać... O mały włos nie straciłem roboty, a przede wszystkim w bolesny sposób nauczyłem się, żeby nie robić tematów zaocznie...
Niektóre postacie dla znających lubelski półświatek dziennikarski wyglądają znajomo, Naczelny - Ludojad na przykład...
Tak, myślę, że kilka osób rozpozna, kto był dalekim pierwowzorem szefa "Nowego Czasu". Nie podam jednak nazwiska, wybacz. Mogę też uspokoić: w "Tajemnicy prezydenta" czytelnicy zobaczą, jak wygląda dziennikarska robota od kulis, to nie jest powieść z zagadkami dla wtajemniczonych.
Tomek Walz co chwila wystawiany jest przez polityków na pokusy. Często dostaje się w tej branży takie chamowate propozycje?
To zależy, na co sobie człowiek pozwoli. Jeśli masz opinię "twardziela", to jesteś mniej narażony na niemoralne propozycje. Zabrzmi to nieprawdopodobnie, ale politycy nabrali też ogłady, to nie są czasy Samoobrony Andrzeja Leppera. Może w grę wchodzi instynkt samozachowawczy - każdy ma smartfona, każdy może ich nagrać i wrzucić do sieci kompromitujący filmik. Kiedyś politycy bywali bardziej bezpośredni lub, mówiąc wprost, bezczelni. Teraz pewne sprawy załatwia się w rękawiczkach, na poziomie właścicieli mediów. Pamiętam też zabawne sytuacje. Rozmawiałem przez telefon z pewną bardzo wpływową niegdyś polityk i niespodziewanie usłyszałem szum wody. "Przepraszam, pan wie gdzie teraz jestem" powiedziała. No cóż, domyśliłem się.
Napisałeś pierwszy thriller z akcją w Lublinie. Z Lublina czy Białej Podlaskiej daleko jest do wielkiej polityki i wielkich tematów?
Nie, takie tematy są na wyciągnięcie ręki. Jednak warto załatwić sobie bogatego wujka lub zrobić spore oszczędności, żeby mieć czas i środki na ich badanie. Trudno jest zrobić duży temat, kiedy masz do napisania codziennie po kilka tekstów, bo trzeba wyrobić wierszówkę. Inna sprawa, jaka jest teraz siła rażenia dziennikarskich śledztw. Kiedyś mogłeś polityka zabić gazetą. Dziś, w czasach dwóch zwalczających się plemion, to się zmieniło. Przyłapiesz posła na jakimś szwindlu i twój demaskatorski tekst trafi tylko do przeciwników tego polityka. Jego zwolennicy tym się nie przejmą. "A wasi robią to samo" - usłyszysz. I tyle. W czasach mediów społecznościowych i telewizji informacyjnych nadających 24/7 tematy żyją bardzo krótko. Być może poważne dziennikarstwo da się robić już tylko w mediach lokalnych, takich jak "Wspólnota".
Powieść sensacyjna, ale tak powiedz czytelnikowi czy bardziej Ludlum, Forsyth czy Le Carre?
Bardziej Forsyth, czyli trochę akcji, sporo napięcia i fajnych zwrotów akcji, ale nie tyle, żeby "Tajemnica prezydenta" zasłużyła na naklejkę "zabili go i uciekł". Chcę, żeby moi czytelnicy dobrze się bawili, jak przy oglądaniu tych lepszych seriali Netflixa. Taką mam ambicję - odciągnąć ludzi od oglądania seriali (śmiech). Z trójki pisarzy, których wymieniłeś, najbardziej cenię niedawno zmarłego Johna Le Carre`a. To był wielki pisarz, nie tylko powieści szpiegowskich. Znał zakamarki ludzkich dusz jak mało kto. Potrafił chwytać za serce, pokazywać brudne po łokcie ręce tych, co w telewizji mają piękne uśmiechy i obietnice dla każdego. Wielka szkoda, że nie dostaniemy od niego nic nowego do przeczytania.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.